Strona:PL Bronte - Villette.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie odpowiedziawszy bezpośrednio, dodał:
— Czy nie była pani zadowolona z powodzenia swojego w tym wodewilu? Obserwowałem panią i dostrzegłem w oczach pani i w wyrazie jej twarzy namiętną ządżę triumfu. Jaki ogień krzesały spojrzenia pani! Nie tylko błyski, ale płomienie; je me tins pour averti[1].
— To, co odczuwałam przy tej okazji — proszę mi wybaczyć, jeśli odważę się zarzucić panu nieskończoną przesadę na punkcie oceny moich uczuć, zarówno co do ich rozpiętości, jak jakości — miało charakter czysto abstrakcyjny. Mało obchodził mnie sam wodewil. Odrazą przejmowała mnie powierzona mi rola. Żadna nić sympatii nie zadzierzgnęła się także pomiędzy mną, a publicznością na widowni. Są to niewątpliwie zacni ludzie, czy znam ich jednak? Czy łączy ich coś ze mną? Czy może mi zależeć na ponownym wystąpieniu wobec nich jutro? Czy egzamin będzie dla mnie czymś innym jak tylko trudnym, uciążliwym zadaniem, które pragnęłabym mieć już jak najprędzej poza sobą?
— Czy mam uwolnić panią od niego?
— Byłabym z całej duszy rada, o ile tylko nie obawia się pan niepowodzenia.
— Spotkałoby mnie ono na pewno. Potrafię powiedzieć po angielsku trzy zdania i parę słów jeszcze co najwyżej. Według mnie lepiej byłoby wyrzec się w ogóle całej rzeczy: nie urządzać żadnego egzaminu ze znajomości języka angielskiego. Co pani na to?
— O ile Madame zgodzi się, zgadzam się najchętniej.
— Szczerze?
— Bardzo szczerze.
Palił w milczeniu swoje cygaro. Nagle odwrócił się do mnie.
Donnez-moi la main — niech mi pani poda rękę — rzekł, i wypogodzony nagle, bez cienia gniewu, ani zazdrości na opromienionej życzliwym uśmiechem twarzy:

— Niech mi pani poda rękę — powtórzył — nie bę-

  1. Posłużyło mi to za ostrzeżenie.
247