Strona:PL Bronte - Villette.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

zagrażać, aby dbać dostatecznie o własną osobę i zwracać uwagę na to co robię. Idąc na oślep przed siebie, uwikłałam się w plątaninę zakrętów, z której nie byłam zdolna wydostać się, nie umiałam zaś zdobyć się na decyzję poproszenia kogoś z przechodniów o wskazanie mi drogi.
Burza, która przycichła w porze zachodu, usiłowała odrobić teraz stracony czas. Pionowo prawie dmący gwałtowny wicher huraganowy, który szedł z północo-zachodu, sprowadził deszcz, rozpryskujący się na wszystkie strony: bryzgi jego były lodowate, przemarzłam też wnet do szpiku kości. Pochyliłam głowę, aby uniknąć wichru i deszczu, siekły mnie wszakże nieubłaganie. Nie zrażało mnie to jednak; żałowałam tylko, że nie mam skrzydeł, aby móc ulecieć w górę z wichrem, rozpostrzeć je i, utrzymując się na nich, być porwaną przez pęd powietrza i pomknąć dokąd mnie on uniesie. W momencie kiedy zaznałam tego pragnienia, przejął mnie chłód jeszcze dokuczliwszy, choć i przed tym było mi dość dokuczliwie zimno; dotychczasowa słabość moja ustąpiła miejsca zupełnemu bezwładowi. Usiłowałam dotrzeć do wrót wielkiego gmachu, cały potężny front jego wszakże i olbrzymia kopuła zlały się przed moimi oczami w jedną czarną masę, która rozwiała się przed nimi w następnej chwili. Zamiast osunąć się na stopnie schodów wejściowych, jak zamierzałam, uczułam — tak mi się przynajmniej wydało — że wpadam głową w dół w jakąś ziejącą przepaść. Więcej nie pamiętam już nic.



261