władniony chwilowo zmysł słuchu powrócił do mnie ogłuszając uszy moje szumem głośnym, podobnym do huku grzmotu; odzyskanie przytomności zaznaczyło się przede wszystkim gwałtownym wstrząsem lęku. Usiadłam, oszołomiona, zdumiona, niezdolna zdać sobie sprawy w jakie okolice zawędrowałam, wśród jakich istot dziwnych zbudziłam się ponownie do życia. Zrazu nie wiedziałam nic i rozglądałam się z zaciekawieniem dokoła: ściana nie była ścianą, lampa nie wydawała się lampą. Powinna byłam zdawać sobie sprawę z tego co właściwie nazywamy zjawą, jak zdawałam ją sobie z przedmiotów najzwyklejszych. Chcę powiedzieć przez to, że wszystko, na co padły moje oczy, uderzyło mnie upiornością swoją. Rychło wszakże odzyskały zmysły moje uprzednią sprawność, cały proces życia wznowił dla mnie zwykły, regularny swój tryb.
Nie wiedziałam jednak wciąż jeszcze gdzie się znajduję: po chwili dopiero zorientowałam się, że zostałam zabrana i przeniesiona z miejsca, na którym upadłam: Nie leżałam na najniższym stopniu schodów wejściowych do kościoła; mury, sufit i okna oddzielały mnie od nocy i burzy. Wniesiona zostałam do jakiegoś domu, do czyjego domu jednak?
Przychodził mi do głowy pensjonat jedynie — szkoła żeńska z Rue Fossette. Na wpół przytomna jeszcze, usiłowałam zorientować się do którego pokoju w nim zostałam wniesiona: do większej sali sypialnej, czy do jednej z małych sypialek? Byłam zdziwiona, nie mogłam bowiem poznać ani jednego mebla, który pamięć moja mogłaby skojarzyć z którąkolwiek. Brakło tu pustych białych łóżek, nie było także długiego szeregu okien.
„Nie położono mnie w pokoju Madame Beck — to pewne“ — pomyślałam. Nagle wzrok mój padł na fotel, obity błękitnym adamaszkiem. Stopniowo wykrywać zaczęłam obecność innych jeszcze krzeseł i foteli tak samo pokrytych, aż wreszcie złożyła się całość bezpośredniego mojego otoczenia na widok miłego, zacisznego saloniku, z kominkiem, na którym jasnym, wesołym ogniem buzo-
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.
263