muślinowych chusteczek-krzyżówek, a nawet deseń koronkowych mankietów, zdobiących rękawy. Na tym samym gzemsie kominkowym stały również dwie wazki chińskie, pozostałości dawno wytłuczonego serwisu, gładkie i połyskujące jak emalia, kruche i cienkie jak łupinka jajek. W samym środku gzemsu umieszczona była, mając służyć widocznie za główną ozdobę, — klasyczna grupa z alabastru, przechowywana pod szkłem. Umiałabym wyliczyć na pamięć wszystkie zadraśnięcia, wszystkie najdrobniejsze szczerby na tych zabytkach zupełnie jak gdybym była clairvoyante — jasnowidzącą. Nade wszystko wszakże były tu dwie zasłonki-ekraniki, ozdobione nader starannie i drobiazgowo wykonanymi rysunkami ołówkowymi, utworzonymi z tak cieniuchnych kreseczek, jak najsubtelniejsze rysunki piórkowe. Wpatrując się w nie, przypomniałam sobie godziny, podczas których pochylona była nad nimi głowa dziewczęca, trzymająca ołówek pensjonarki w słabych, cierpliwych, gorliwie pracujących palcach, w tej chwili bardziej podobnych do palców szkieletu.
Gdzie znajdowałam się? Dokąd zostałam przeniesiona? Nie tylko do jakiego zakątka świata, ale do jakiego roku Pańskiego? Wszystkie te przedmioty pochodziły bowiem z dawnych, bardzo dawnych dni i z dalekiego kraju. Pożegnałam się z nimi przed dziesięciu laty; od czternastego roku mojego życia nie zetknęłam się z nimi nigdy więcej już. Słabym, ale dosłyszalnym głosem szepnęłam: — „Gdzie jestem?“
Sylwetka czyjaś, dotychczas nie zauważona przeze mnie, poruszyła się, wstała i zbliżyła się ku mnie; sylwetka, odcinająca się od otoczenia, a tym samym bardziej jeszcze wikłająca dla mnie zagadkę. Przyjrzawszy jej się bliżej, przekonałam się, że musiała to być służąca, sadząc z kolorowej perkalikowej jej sukni i typowego czepeczka na jasnych włosach. Nie mówiła ani po francusku, ani po angielsku, nie mogłam też porozumieć się z nią, aby dowiedzieć się od niej czegoś, zasięgnąć tak bardzo interesujących mnie informacyj. Zwilżyła mi tylko czoło i skro-
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.
265