Strona:PL Bronte - Villette.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

kowe zasłony, opuszczone przy francuskim moim łóżku, odcinały mi widok na wszystko inne.
Rozchyliłam je i wyjrzałam. Oko moje, nastawione na ujrzenie długiej, obszernej, malowanej na biało sali, zamrugało zdumione widokiem ograniczonej przestrzeni niewielkiego pokoju o blado-zielonych ścianach barwy wody morskiej. Zamiast pięciu wielkich, niczym nie osłoniętych okien było jedno tylko, wysokie, ocienione kunsztownymi fałdami muślinowych firanek, a zamiast dwóch tuzinów drewnianych meblowych umywalek, na każdej z których stała miska i dzbanek, była tu toaleta, strojnie, niby dama wybierająca się na bal, zadrapowana białymi przejrzystymi zwojami muślinu, upiętymi na różowym spodzie: toaletę wieńczyło ślicznie wypolerowane, spore zwierciadło, pod którym leżała elegancka poduszeczka do szpilek, przybrana dokoła falbanką z koronki. Ten stół toaletowy wraz ze stojącym przed nim niskim fotelikiem obitym biało-zielonym kretonem w kwiaty i marmurową umywalnią z blado-zielonym porcelanowym garniturem do mycia wystarczały w zupełności jako umeblowanie małego tego pokoju.
Czytelniku! Byłam przerażona! Z jakiego powodu? — gotów jesteś zapytać się. Cóż było takiego w tym skromnym, ale pełnym wdzięku sypialnym pokoju, co mogło przerazić tak dalece najbardziej nawet lękliwą, nieśmiałą osobę? Otóż to jedno tylko: sprzęty te nie mogły być rzeczywistymi, solidnymi fotelami, zwierciadłami i umywalniami — zjawami ich tylko co najwyżej — o ile zaś należałoby odrzucić hipotezę taką, jako nazbyt nieprawdopodobną, — co przyznaję, uczyniłam właśnie — nie pozostawało nic innego, jak tylko dojść do wniosku, że mój własny umysł uległ znać zaćmieniu, innymi słowy, że muszę być chyba chora i fantazjować. I w tym razie wszakże zaćmienie to musiało być osobliwego rodzaju, niepodobne do żadnego innego, jakiemu zdarzyło się kiedykolwiek dręczyć umysł ludzki.
Znałam — niepodobieństwem było, abym ich nie znała — zielony kreton, służący za obicie niskiego tego fo-

268