Strona:PL Bronte - Villette.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

kać można było naturę subtelniejszą, szlachetniejszą i bardziej rycerską.
Rozważania moje znalazły wyraz ostateczny w głośnym wypowiedzeniu imienia: „Graham!“
— Graham! — powtórzył głos jakiś, odzywający się tuż przy moim łóżku. — Chce pani widzieć Grahama?
Podniosłam oczy. Zagadka wikłała się coraz bardziej; zdumienie moje doszło do punktu kulminacyjnego. O ile niesłychanie dziwnym wydało mi się dostrzeżenie dobrze zapamiętanego portreciku na ścianie tego pokoju, tym dziwniejszy i bardziej niepojęty czekał mnie widok, kiedy odwróciłam głowę i spotkałam się oko w oko z nie mniej dobrze zapamiętaną postacią kobiecą. Przede mną stała niewiasta, której istotność — bynajmniej nie zjawowa z racji dość pokaźnej jej tuszy — nie mogła ulegać wątpliwości. Niewiasta była dostatnio ubrana we wdowie jedwabie i w czepeczek koronkowy, zręcznie upięty na jej macierzyńsko dostojnych, mocno siwiejących włosach. Twarz jej tchnęła dobrocią: zbyt wyrazista i energiczna, aby mogła być nazwana piękną, świadczyła po dawnemu o rozumie i charakterze. Bardzo niewiele zmieniła się, może nieco tylko spoważniała, trochę też przybladła. Nie podobna było wątpić, że to moja chrzestna matka, a nie wizja jedynie pani Bretton, czy zjawa jej widmowa.
Zachowałam pozorny spokój, byłam jednak niezmiernie podniecona, serce moje tłukło przyśpieszonym gwałtownie tętnem, cała krew spłynęła mi z twarzy, zesztywniałej nagle i zmrożonej.
— Gdzie jestem, proszę pani? — zapytałam.
— W bardzo bezpiecznym schronieniu; dobrze umieszczona na razie; może pani pozostać u nas zupełnie spokojnie dopóki nie powróci pani do zdrowia; tymczasem jeszcze sprawia pani wrażenie osoby chorej.
— Jestem zupełnie oszołomiona; nie wiem czy mam wierzyć świadectwu moich zmysłów, czy może omamiają mnie one i w błąd wprowadzają. Mówi pani po angielsku; nie mylę się wszak?

272