Strona:PL Bronte - Villette.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszy pani to chyba? Ja sama byłabym zdumiona, gdybym miała prowadzić dłuższą rozmowę po francusku.
— Pochodzi pani z Anglii?
— Niedawno przybyłam stamtąd. A pani, czy dawno jest w tym kraju? Jak widzę, zna pani mojego syna?
— Czyżby? Możliwe, że znam. Czy to syn pani na tym portrecie?
— Tak, to jego portret kiedy był małym chłopcem. Patrząc właśnie na ten portret, wymieniła pani jego imię.
— Graham Bretton?!
Starsza kobieta skinęła głową.
— Mówię zatem z panią Bretton, pochodzącą z Bretton?
— Oczywiście. A pani, jak słyszę, jest nauczycielką języka angielskiego w jednej ze szkół tutejszych: syn mój mówił mi o tym.
— Kto znalazł mnie i gdzie, proszę pani?
— Syn mój opowie pani o tym wszystkim, nie od razu jednak. Jest pani teraz jeszcze zbyt słaba i oszołomiona, aby móc rozmawiać; niech pani postara się zjeść to, co pani przyniosą na śniadanie, a potem zasnąć.
Bez względu na wszystko co przeszłam, pomimo zmęczenia fizycznego, zaburzeń duchowych, i narażenia się na wpływ fatalnej niepogody — stan mój poprawił się wyraźnie. Spadła gorączka, będąca głównym fizycznym objawem chorobowym i podkopująca mój organizm; dzięki temu może, ja, która od dziewięciu dni nie byłam w stanie przełknąć kęsa strawy, cierpiąc tylko nieustannie na męki pragnienia, poczułam nagły głód, rzuciłam się też łapczywie na suszoną grzankę, którą pozwolono mi dodać do przyniesionej na śniadanie filiżanki herbaty. Był to wprawdzie mały kawałek tylko, wystarczył jednak: podtrzymał moje siły aż do czasu, kiedy w dwie godziny później służąca podała mi filiżankę bulionu i sucharek.
Zaczęło zmierzchać się, wicher nie przestał jednak dąć z nieosłabłą gwałtownością, a deszcz lał w dalszym ciągu strumieniami. Leżenie w łóżku uprzykrzyło mi się i zmę-

273