Strona:PL Bronte - Villette.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

mieć teraz około pięćdziesięciu lat, a może pięćdziesiąt z ogonkiem, ani duch jej wszakże, ani ciało nawet, nie zdawały się być poważniej draśnięte zębem czasu. Mimo że okazałej tuszy, była zwinna i zręczna, pogodna przeważnie, chwilami jednak potrafiła być gwałtowna. Dobry stan zdrowia i wesołe usposobienie utrzymywały niezmiennie wiosenną jej świeżość.
Zauważyłam, że, czytając, nadsłuchuje — prawdopodobnie na przyjście syna. Nie należała do osób, zwykłych przyznawać się do niepokoju, burza srożyła się jednak w dalszym ciągu, gdy więc Graham był w taką pogodę poza domem, rozumiałam, że macierzyńskie jej serce musi trwożyć się o niego i przeżywać z nim razem świsty wichru i potoki deszczu.
— Spóźnia się już o dziesięć minut — rzekła, rzuciwszy okiem na swój zegarek, w następnej chwili wszakże podniesienie oczu sponad gazety i lekkie pochylenie głowy w kierunku drzwi wskazały mi, że musiał dojść jej uszu upragniony odgłos. Czoło jej rozjaśniło się; równocześnie i moje ucho także podchwyciło szczęknięcie zatrzaśniętej żelaznej furtki, potem skrzypienie kroków na piasku i wreszcie jęknięcie dzwonka wejściowego. Przyszedł... Matka naparzyła świeżą herbatę i przysunęła bliżej do kominka miękko wysłany i obity błękitnym adamaszkiem fotel, jej własny, z prawa przynależny jej fotel, był jednak widocznie w tym domu człowiek, który mógł śmiało i bezkarnie uzurpować sobie to prawo. A kiedy ten człowiek przyszedł na górę — co uczynił niebawem po dokonaniu, jak przypuszczam, pewnych zabiegów toaletowych, niezbędnych w tak huraganowy, ulewny wieczór, wszedł do pokoju bez pukania.
— Czy to ty, Grahamie? — spytała pani Bretton, ukrywając radosny uśmiech przy wypowiedzeniu pytania tego tonem rozmyślnie szorstkim.
— A któż inny, mógłby to być, mamo? — odpowiedział niepunktualny przybysz, bez skrupułu obejmując równocześnie w posiadanie tron, z którego abdykowała matka.

276