Strona:PL Bronte - Villette.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

zna ciebie jeszcze i nie zdążyła przywyknąć do twoich wyskoków.
— O, przypatrz się jej teraz, kiedy spuszcza oczy, kiedy odwraca głowę! do kogo jest podobna?
— Doprawdy, mamo, skoro już upierasz się przy mówieniu zagadkami, może zechciałabyś łaskawie podać nam od razu ich rozwiązanie.
— I powiadasz, że znasz ją od dłuższego czasu już, odkąd zacząłeś bywać jako lekarz na pensji przy Rue Fossette? Nigdy jednak nie wspomniałeś mi ani słowem o uderzającym tym podobieństwie.
— Nie mogłem wspominać ci o czymś, co nigdy nie przychodziło mi na myśl i czego nie widzę i w tej chwili jeszcze. O czym właściwie mówisz, mamo?
— Głupi chłopcze! Spójrz na nią!
Graham skierował posłusznie wzrok w moją stronę. Nie mogłam znieść tego już dłużej. Wiedziałam czym musi to skończyć się, uważałam więc za właściwe przyspieszyć rozwiązanie.
— Doktór John — rzekłam — miał zawsze, od czasu naszego rozstania się przy ulicy Ś-tej Anny tyle do roboty i tak bardzo zaprzątnięte myśli czym innym, że, mimo iż ja sama poznałam w nim już przed paroma miesiącami Grahama Brettona, nie przychodziło mu nigdy na myśl rozpoznać we mnie Lucy Snowe.
— Lucy Snowe! Tak, wiedziałam! Odgadłam! — zawołała pani Bretton, i, podbiegłszy ku mnie, objęła mnie serdecznie i ucałowała. Są kobiety, które zaznaczyłyby podobne rozpoznanie gwałtownymi wybuchami czułości, chociażby nawet nie stanowiło ono dla nich tak bardzo radosnej niespodzianki. Dawanie upustu uczuciom w gwałtownych wybuchach nie było wszelako zwyczajem mojej matki chrzestnej, która starała się możliwie ograniczyć i przytłumić wzruszenie z powodu radosnego odkrycia, poprzestawszy na kilku słowach tylko i wymieniwszy jeden serdeczny, szczery uścisk. Pozwalam sobie jednak przypuścić, że pani Bretton była zadowolona, co się zaś mnie tyczy, wiem, że byłam rada nad wyraz. Kie-

280