Strona:PL Bronte - Villette.djvu/327

Ta strona została uwierzytelniona.

chwyt; druga — przeciwstawiała ogólnemu temu pędowi osobistą niezdolność składania czołobitnych hołdów — wbrew własnemu poczuciu. — Szydziłam wówczas z samej siebie, zacinałam się biczem samokrytyki, usiłowałam pobudzić się do wysubtelnienia własnego smaku, do zaostrzenia własnej wrażliwości. Im większe wszakże czyniłam samej sobie zarzuty, na tym większy natrafiałam opór. Przekonawszy się stopniowo, że wynikiem uczciwych tych wysiłków było niepojęte uczucie znużenia i zniechęcenia, zaczęłam zastanawiać się, czy nie lepiej dać za wygranę niewdzięcznej tej pracy. A kiedy doszłam do przekonania, że istotnie lepiej byłoby, pozwoliłam sobie na ignorowanie dziewięćdziesięciu dziewięciu ze stu wystawionych płócien.
Wydało mi się, że oryginalny, nie naśladowany, dobry obraz jest taką samą rzadkością, jak oryginalna, nie naśladowana i dobra książka. W końcu też nie wahałam się ani trochę powiedzieć sobie, stając przed którymkolwiek z uznanych chef d‘oeuvres — arcydzieł — podpisanych wielkimi nazwiskami:
— Nie przypomina to ani trochę natury. Naturalne światło dzienne nie miewa nigdy tej barwy. Nie bywa nigdy takie zmącone ani podczas burzy, ani w dzień pochmurny, jak namalowano je tutaj, pod niebem koloru farbki, które nie jest eterem. A to zielsko, nasmarowane na nim, to nie są drzewa.
W niektórych bardzo dobrze wykonanych, przystojnych, zażywnych postaciach niewieścich nie mogłam w żadnym razie dopatrzeć się bogiń, za jakie one same zdawały się uważać. Dziesiątki kunsztownie wykończonych małych obrazków flamandzkich, także szkiców, świetnie nadających się na ilustracje książek poświęconych modom, bowiem prezentujących najrozmaitsze stroje z najprzedniejszych materiałów, świadczyły o chwalebnej pracowitości, której podobało się znajdować ujście w zamalowywaniu tych płócien. Natrafiało się jednak tu i owdzie na przejawy przemawiającej do przekonania prawdy, na rozjaśniające scenerię błyski. Potęga

317