się, on wszakże ze zwykłym swoim absolutyzmem kazał mi zamilknąć, zarzucając mi ignorancję i nieprzystojną porywczość. Nigdy chyba nie zasiadał na katedrze profesorskiej człowiek bardziej despotyczny niż pan Paul. Zauważyłam przy sposobności, że on sam zupełnie swobodnie przypatrywał się obrazowi, a nawet nie odrywał przez dłuższy czas oczu od rozłożystej piękności; zarazem jednak nie zapominał rzucać od czasu do czasu okiem w moją stronę, aby, jak przypuszczam, upewnić się, czy spełniam jego polecenie i nie wyłamuję się spod surowego jego zakazu. Po chwili ponownie zwrócił się do mnie.
Pragnął dowiedzieć się, czy byłam chora, przypuszczając z góry, że odpowiedź moja będzie potakująca.
— Tak, ale teraz mam się już zupełnie dobrze.
— Gdzie spędziła pani ferie?
— Przeważnie na Rue Fossette, część ich wszakże u pani Bretton.
— Czy to prawda, że pozostawiono panią samą jedną na Rue Fossette?
— Niezupełnie samą: była ze mną Marie Broc (kretynka).
Wzruszył ramionami; na twarzy jego odmalowały się różnego rodzaju, szybko ustępujące sobie wzajem uczucia. Znał dobrze Marie Broc; nie minęła ani jedna jego lekcja w trzecim oddziele (w którym zgromadzono najbardziej tępe, robiące najpowolniejsze postępy uczennice), aby nie pobudzała go ona do najostrzejszych konfliktów wzajemnych pomiędzy najbardziej sprzecznymi doznaniami. Jej odrażająca powierzchowność, jej odpychający sposób zachowania się, jej częstokroć nie poddające się żadnym wpływom usposobienie drażniły jego wrażliwość, budząc w nim najgwałtowniejszą antypatię; łatwo wpadał w ten nastrój, ilekroć raniło coś jego smak estetyczny, czy też ilekroć przeciwstawiano się despotycznej jego woli.
Z drugiej wszakże strony nieszczęsny los biednej kretynki przemawiał żywo do jego poczucia litości, której nie zwykł nikomu odmawiać — nie leżało to w jego usposobieniu — stąd ponawiały się codziennie staczane przez
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.
323