nie skierowała je w naszą stronę, a przynajmniej na doktora Brettona i jego matkę. Co się mnie tyczy, ukryłam się bardziej w cieniu, poza polem jej widzenia, nie chcąc być przez nią rozpoznana od razu. Patrzyła uporczywie na doktora Brettona, nie odrywając od niego oczu, a potem wyniosłym gestem przyłożyła do nich lorgnon, aby móc lepiej przyjrzeć się jego matce. Po minucie czy dwóch takiego przypatrywania się, szepnęła coś ze śmiechem do ucha najbliższej swojej sąsiadce, w tej samej chwili wszakże rozpoczął się koncert, zniewolona więc była skierować rozstrzeloną swoją uwagę na to, co działo się na estradzie.
Nie widzę potrzeby szczegółowego opisywania samego koncertu; nie przypuszczam, aby miało interesować czytelników wrażenie, jakie wywarły na mnie produkcje, nie byłoby zresztą warto moich impresji, jako że były to impresje zupełnej ignorantki na tym punkcie. Młode adeptki Konserwatorium, nad miarę wystraszone widocznie, zdradzały niezwykłą tremę, która nie mogła oczywiście wyjść na dobre ich grze. Klawisze dwóch wielkich fortepianów dygotały pod zdenerwowanymi palcami. Pan Joseph Emanuel stał przy artystkach podczas ich gry, nie posiadał jednak ani taktu, ani siły wpływania na nie swojego krewniaka, który w podobnych okolicznościach, zmusiłby na pewno swoje pupilki do zapanowania po bohatersku nad ich tremą. Mr. Paul postawiłby shisteryzowane debiutanki pomiędzy dwa ognie: obawy przed widownią i obawy przed nim samym, i natchnąłby je odwagą desperacką, czyniąc tę drugą grozę nieporównanie sroższą od pierwszej. Mr. Joseph nie potrafił dokonać tego.
Po strojnych w białe muśliny pianistkach wystąpiła piękna, mimo że o wyglądzie posępnym dama w wieku zupełnie dojrzałym, ubrana w białą atłasową szatę. Śpiewała. Śpiew jej sprawił na mnie wrażenie zaklinań czarownika. Ciekawa byłam jak ona to robi, w jaki sposób udaje jej się tak nagle obniżać głos i podnosić, urządzając nim przedziwne jakieś łamańce. Faktem było jednak,
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/353
Ta strona została uwierzytelniona.
343