Strona:PL Bronte - Villette.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

piąstkę, która wymierzyła mu zapłatę w drobnej monecie, nie podobnej bynajmniej do pocałunku.
Graham — na swój sposób nie ustępując przebiegłością małej towarzyszce zabaw — odskoczył mocno skonfundowany na pozór, i rzucił się na kanapę, tuląc głowę do poduszki, jak gdyby w przystępie gwałtownego bólu. Polly, zdumiona jego milczeniem, zerknęła na niego ukradkiem. Twarz chłopca i ręce ukryte były w dłoniach. Zaniepokojona, odwróciła się w jego stronę, nie schodząc jednak z kolan ojca, i wpatrywała się z niepokojem w swojego przeciwnika. Graham jęknął.
— Ojczulku, co mu się stało? — szepnęła.
— Sama go lepiej zapytaj, Polly.
— Czy uderzyłam go tak mocno? (Powtórny jęk).
— Sądząc z jego jęków, należałoby przypuścić, że bardzo mocno — odparł pan Home.
— Mamo — jęknął Graham słabym głosem — myślę, że należy chyba posłać po doktora. O! Moje oko! (ponowna cisza, zakłócona tylko jękami Grahama).
— Co będzie jeżeli oślepnę?! — zawołał.
Krzywdzicielka jego nie była w stanie znieść podobnej myśli.
— Proszę mi pokazać oko; nie chciałam trafić w nie, tylko w usta. Nie przypuszczałam, że uderzyłam tak bardzo mocno.
Odpowiedzią było milczenie. Twarzyczka jej zaczęła drgać.
— Tak mi przykro! Tak mi przykro!...
Wzruszenie znalazło ujście w łkaniu.
— Dość już dręczenia dziecka! — oburzyła się pani Bretton.
— To tylko żarty, moja pieszczotko — zawołał pan Home.
W tej chwili Graham podniósł się nagłym skokiem, raz jeszcze porwał ją wysoko w górę, a ona powtórnie ukarała go i, targając go za lwią czuprynę, obsypywała go gradem wyzwisk:
— Ty najniegodziwszy, najgorszy, niejniegrzeczniej-

28