Strona:PL Bronte - Villette.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

opadła na kolana przy krześle z okrzykiem: — „Ojczulku!“
Okrzyk był przyciszony, ale przeciągły. Brzmiało w nim bolesne pytanie: — „Dlaczego opuściłeś mnie?...“ Widziałam że przez pierwszych kilka minut dziecko cierpi męki. W tym krótkim ułamku swojego dziecięctwa doznała wzruszeń, jakich nie przeżywają niektórzy nigdy. Leżało to w jej naturze, zapowiadając, że czeka ją więcej takich chwil, o ile będzie żyła. Nikt nie przemówił ani słowa. Pani Bretton, jako matka, uroniła kilka łez. Graham, zajęty pisaniem, podniósł głowę i utkwił wzrok w Polly. Ja, Lucy Snowe, nie zatraciłam równowagi.
Mała istotka, pozostawiona w ten sposób w spokoju i nie nagabywana przez nikogo, dokonała dla samej siebie tego, czego nikt inny nie mógłby dla niej uczynić — pogodziła się z bólem nie do zniesienia, jak się zdawało, i niebawem opanowała go nawet. Ani tego dnia, ani następnego nie byłaby zdolna przyjąć pocieszania jej przez nikogo. Stopniowo, z czasem, stała się bardziej bierna.
Trzeciego wieczora, kiedy, cicha i zgnębiona, siedziała na podłodze, Graham, który wszedł do pokoju, podniósł ją łagodnie, nie mówiąc ani słowa. Nie opierała mu się, przytuliła się nawet do niego, jak gdyby wyczerpana. Kiedy usiadł, złożyła główkę na jego ramieniu i po chwili zasnęła; uśpioną zaniósł na górę do jej łóżeczka. Nie byłam wcale zdziwiona, kiedy, nazajutrz z rana pierwszym jej pytaniem było:
— Gdzie jest pan Graham?
Traf chciał, że Graham nie zeszedł tego dnia na śniadanie. Miał do napisania wypracowanie jakieś, które zmuszony był wręczyć tego rana jeszcze nauczycielowi w klasie, poprosił więc matkę, aby przysłała mu filiżankę herbaty do jego pokoju. Polly sama zaofiarowała się, że zaniesie ją: musi przecież zająć się czymś, dbać o kogoś. Filiżanka, nalana po brzegi, została jej powierzona; mimo że była małą kręcicką, odznaczała się wielką starannością i ostrożnością. Pokój, w którym Graham odrabiał lekcje, położony był naprzeciwko pokoju śniadaniowego,

30