Strona:PL Bronte - Villette.djvu/414

Ta strona została uwierzytelniona.

uniesienia. Zabawne, że kiedy ukazałam się, wpadł z furią na mnie.
— Czy jestem, czy nie jestem wychowawczynią tych dziewcząt? Czy uważam za mój obowiązek uczyć je zachowywać się jak przystoi młodym damom? Czy to ja pozwalam im, a nawet — nie wątpi o tym — zachęcam je do dławienia ich języka macierzystego w swoich krtaniach, do tarcia go i drobienia między zębami, jak gdyby, powodowane niskimi jakimiś pobudkami, wstydziły się wypowiadanych słów?! Czy robią to przez skromność? O, zna się on dobrze na tych rzeczach! To raczej nędzny zakłamany sentymentalizm — groźna zapowiedz najgorszych instynktów. Zamiast znosić te grymasy i te wykrzywiania się, te rozcierania w zębach, ohydne to zniekształcanie i wykoszlawianie szlachetnego języka macierzystego, tę sztuczną, wstrętną afektację i ten doprowadzający do szału krnąbrny, zacięty upór uczennic najwyższej klasy, woli raczej rzucić je na pastwę szeregu petites maîtresses — nauczycielek dla początkujących — i poświęcić się nauczaniu abecadła maleństw z klasy trzeciej.
Cóż miałam odpowiedzieć na ten niepoczytalny wybuch? Nic oczywiście. Miałam nadzieję, że pozwoli mi milczeć. Moje milczenie sprawiło wszelako, że burza rozsrożyła się od nowa.
— Nie raczę zatym nawet udzielić odpowiedzi na te pytania? Tutaj, na tym miejscu, w tym buduarze zarozumiałych pierwszoklasistek z jego pretensjonalnymi szafkami na książki, z jego malowanymi na zielono pulpitami, z jego śmietnikiem kwiatowym, z jego godnymi rupieciami oprawnymi w ramki obrazkami i mapami, z jego cudzoziemską surveillante nade wszystko! — tutaj, w tym miejscu, zdaje się panować przekonanie, że profesor literatury nie jest godzien zaszczycenia go odpowiedzią na jego pytania! Tak, tak, panują tu nowe poglądy, przemycane — nie wątpi o tym — wprost z „la Grande Bretagne“. — Wielkiej Brytanii. — Czuć je

26