jąwszy od jego matki ten sposób zwracania się do niego).
— Umieram ze zmęczenia — oświadczał Graham, opierając się o ścianę pasażu i udając zupełne wyczerpanie. — Dr Digby, nasz dyrektor, dokonał mnie do reszty, zbijając mnie całkiem z nóg dodatkowymi zadaniami. Zejdź na dół i dopomóż mi zanieść na górę książki i zeszyty.
— O, wiem! wiem! Chcesz mnie złapać!
— Wcale nie. Mówię najprawdziwszą prawdę. Jestem słaby jak trzcinka. Zejdź dopomóc mi.
— Oczy twoje są spokojne, jak u burej kotki, ale boję się, że skoczysz na mnie.
— Ja?! Skoczyć?! Nic podobnego! Nie mam sił do skakania. Zejdź, a przekonasz się.
— Może nawet zeszłabym, jeżeli mi przyrzekniesz, że nie tkniesz mnie; że nie porwiesz mnie w górę i nie będziesz kręcił mną jak wiatrakiem.
— O! Nie byłbym w stanie tego zrobić! — jęczał, osuwając się bezsilnie na krzesło.
— No, dobrze; połóż książki na pierwszym schodku, a sam odejdź o trzy kroki w tył.
Kiedy stawało się wedle jej życzenia, zbiegała na dół, nie spuszczając oka z osłabionego Grahama. Oczywiście, że jej zbliżenie się galwanizowało go od razu, budząc w nim nagły, gwałtowny przypływ sił: zabawa musiała udać się w tych warunkach. Czasem wpadała w prawdziwy gniew, czasem jednak odbywało się wszystko względnie gładko; słyszeliśmy ją w takich razach mówiącą przy prowadzeniu go po schodach.
— A teraz, drogi chłopcze, chodź i napij się herbaty. Jestem pewna, że potrzeba ci tego.
Zabawnie było obserwować ją siedzącą przy Grahamie podczas jego posilania się. W jego nieobecności była cichą, milczącą osóbką; przy nim ożywiała się od razu, zaaferowana, nadskakująca mu, ruchliwa jak żywe srebro. Przychodziło mi nieraz na myśl, że lepiej byłoby, gdyby myślała więcej o sobie i była spokojniejsza. Nic
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.
33