Strona:PL Bronte - Villette.djvu/437

Ta strona została uwierzytelniona.

przedmiotu tego przywiązania, dążenie do możliwego odsunięcia wszelkich burz i ciosów, mogących zagrażać istnieniu, dokoła którego krążyły najtkliwsze moje myśli, moje najgłębsze troski. Takie momenty jedynie zdolne były rozewrzeć szeroko wrota mojego serca, znosząc wszelkie hamujące jego akcję zapory. Wówczas jednak wpadał trzymający ją na uwięzi Rozum, mściwy i potężny, wychwytywał z rąk moich zapisane kartki, odczytywał je, obsypywał szyderstwem, nakazujac mi drzeć je i przepisywać na nowo w innej postaci, składać, pieczętować i wysyłać przeistoczone w duchu nieubłaganej trzeźwości, krótkie, jednostronicowe karteluszki.
Miał słuszność Rozum. Dobrze robił:
Nie żyłam samymi listami jedynie: odwiedzano mnie, dbano o mnie, zabierano do La Terrasse, okazywano mi wiele dobroci i starań. Dr. Bretton powtarzał mi przy tym, że roztacza nade mną taką opiekę, aby jak mówił: „trzymać zdala ode mnie mniszkę". Postanowił wydrzeć z jej rąk upatrzoną przez nią ofiarę. Zapewniał, że czuje do niej odrazę głównie z powodu białej płóciennej opaski na jej twarzy i zimnych, szarych jej oczu. Od chwili, kiedy dowiedział się ode mnie o tych odrażających cechach jej postaci, zniewalał go wstręt niepokonany do przeciwstawienia się jej, do wypróbowania kto okaże się zwycięzcą w tej walce; ona czy on. Pragnął z całej duszy, aby ukazała mi się raz jeszcze, ale w jego obecności. Do tego jednak nie pokwapiła się. Stosunek Grahama do mnie był stosunkiem lekarza i naukowca do pacjentki; pełniąc obowiązki swojego zawodu, czynił zarazem zadość popędom wrodzonej swojej dobroci, traktując mnie z prawdziwie serdeczną życzliwścią i staranną uwagą.
Pewnego wieczora grudniowego, pierwszego dnia tego miesiąca, znajdowałam się zupełnie sama w carré. Była godzina szósta po południu; drzwi sal klasowych były pozamykane; zgromadzone w klasach uczennice zażywały swobody rekreacji wieczornej, czyniąc zwykły w takich momentach chaotyczny zgiełk i zamęt. W carré panowa-

49