Pójście do teatru nie wymagało szczególnie strojnej toalety; moja suknia z jasno popielatej krepy, barwy mgły, nada się jak najlepiej, pośpieszyłam też odszukać ją w szafach garderoby, gdzie wisiało nie mniej niż czterdzieści sukien. Okazało się jednak, że w międzyczasie porobiono w przepełnionych w istocie szafach zimowe porządki, przy czym część sukien, między innymi i moja także, została wyniesiona na poddasze, trzeba było więc znieść ją z niemiłego tego schowka. Wydostałam klucz i popędziłam na górę, nie doznając ani przez chwilę lęku, nie myśląc nieomal o niczym. Otworzyłam drzwi i zanurzyłam się od razu w mroczną głębinę poddasza. Czytelnik może wierzyć, albo nie — jak chce — kiedy jednak wpadłam tak nagle tutaj, nie było na poddaszu tak zupełnie ciemno, jak powinno byłoby być: z jednego kąta jaśniało światło, podobne do światła gwiazdy, jaśniejące jednak na szerszej przestrzeni. Oświetlało tak wyraźnie tę część poddasza, że odsłoniło głęboką alkowę wraz z częścią wypłowiałej, szkarłatnej firanki, jaka ją ochraniała. W tej samej chwili, bezszelestnie, w oczach moich znikło światło, i równocześnie znikła także alkowa wraz z osłaniającą ją firanką: cała ta część poddasza stała się czarna jak noc. Nie myślałam wcale o bliższym zbadaniu tej zagadki; nie miałam na to ani czasu, ani ochoty; porwawszy z kołka moją suknię, szczęśliwie wiszącą blisko wejścia, z konwulsyjnym pośpiechem wybiegłam, zatrzasnęłam drzwi i popędziłam na dół do sypialni.
Ręce moje dygotały jednak tak przeraźliwie, że nie byłam w stanie ubrać się: niepodobieństwem było dla mnie ani porządnie uczesać się, ani nawet pozapinać, jak należało, wszystkie guziki i haftki. Nie było innej rady, musiałam wezwać Rozynę i przekupić ją odpowiednim datkiem, aby mi dopomogła. Rozyna chętnie dawała przekupić się datkami, postarała się też zadowolnić mnie jak umiała najlepiej: rozczesała moje włosy i zaplotła je w warkocze, które ułożyła dokoła głowy tak umiejętnie, jak zrobiłby to zawodowy fryzjer, upięła dokoła wycięcia mojej sukni przy szyi z dokładnością matematyczną nie-
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/440
Ta strona została uwierzytelniona.
52