Strona:PL Bronte - Villette.djvu/448

Ta strona została uwierzytelniona.

A doktór John? Widzę go jeszcze, czytelniku, zachowującego zwykły miły swój spokój i krzepiącą odwagę.
— Lucy nie ruszy się z miejsca — wiem o tym — rzekł, spoglądając na mnie z tym samym wyrazem pogodnej dobroci, z tą samą uspokajającą stanowczością, jaką widywałam na jego twarzy, kiedy siedziałam obok niego pośród nie zagrażającego niczym bezpieczeństwa domu jego matki. Wezwana w ten sposób, siedziałabym spokojnie w dalszym ciągu pod zawalającą się skałą, przyznać jednak muszę, że i własny mój instynkt także nakazywał mi zachowanie w danych warunkach najzupełniejszego spokoju i nieruszanie się z miejsca. Gdyby jednak nawet nie ostrzegł mnie własny instynkt, nie ruszyłabym się z miejsca za cenę własnego życia, aby nie sprawić Grahamowi kłopotu, nie przeciwstawić się jego woli, nie zmuszać go do zaprzątania sobie w tej chwili głowy moją osobą. Siedzieliśmy na parterze: w ciągu paru minut zapanował dokoła nas straszliwy, nieopisany, obłędny ścisk, zamęt i popłoch.
— Jak łatwo ulegają kobiety panice! — zawołał Graham. — Gdyby jednak mężczyźni nie zachowywali się prawie tak samo, możnaby bez trudu utrzymać porządek. Przykra to scena: widzę w tej chwili przed sobą pięćdziesięciu brutali, z których każdego, gdybym był blisko niego, mógłbym z czystym sumieniem powalić na ziemię. Widzę nawet kilka kobiet, odważniejszych od mężczyzn. Jedna zwłaszcza — o, tam!... Boże wielki!...
W tej samej chwili, kiedy Graham zdołał wypowiedzieć te słowa, młoda dziewczyna, która spokojnie siedziała o kilka rzędów przed nami, przy boku starszego siwowłosego pana, została nagle, przez wielkiego jakiegoś przepychającego się łokciami draba o wyglądzie rzeźnickim, oderwana od ramienia swojego opiekuna i pchnięta pod nogi tłumu. Jej zniknięcie trwało zaledwie dwie sekundy. Graham rzucił się ku niej, on i siwowłosy pan o imponującej postaci połączyli swoje siły, aby odepchnąć napierającą ze wszystkich stron zwartą ciżbę:

60