i oddziaływaniu wiatrów, z którymi zbratałem się w sposób niezrozumiały zupełnie dla ludzi normalnych i całkowicie zdrowych. Wichry północne i wschodnie wpływały na mnie fatalnie, potęgując niesłychanie wszelkie moje cierpienia, pogłębiając wszelkie smutki. Wiatr południowy, natomiast, zdolny był uspakajać i koić, zachodni — rozweselać czasem nawet, o ile, oczywiście, nie przynosiły na swoich skrzydłach ciężaru chmur gradowych, który pozbawiał wszelkiej energii i odwagi.
Mimo kąśliwego chłodu i mroku tego dnia styczniowego, wybiegłam z klasy na dół bez kapelusza i popędziłam na sam koniec ogrodu, wśród którego obnażonych z liści krzewów błąkałam się w ułudnej nadziei, że dzwonek listonosza zadźwięczy podczas mojej nieobecności, zbyt daleki, abym mogła usłyszeć go stąd i że tym samym może zaoszczędzony mi będzie wstrząs, którego nerwy moje, nieledwie stoczone do cna nieustannie wbijającym się w nie ostrzem obłędnie natrętnej myśli, nie były już w stanie wytrzymać. Dlatego pozostałam w ogrodzie tak długo, jak tylko mogłam bez obawy zwrócenia uwagi Madame na moją nieobecność. Owinęłam głowę fartuchem i zatkałam sobie uszy w obawie podchwycenia i z tej odległości nawet dręczącego dźwięku, pewna, że i tym razem nie przyniesie on mi nic takiego, co mogłoby przerwać dla mnie straszliwą jałowość pustki. Zdecydowałam się wreszcie powrócić do pierwszej klasy, do której, jako że nie wybiła jeszcze dziewiąta, nie były uczennice wpuszczane. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się tu w oczy, była szeroka płaska biała plama na czarnym tle mojego biurka. Poczta przybyła podczas mojej nieobecności, a ja, będąc daleko nie słyszałam dzwonka pocztyliona. Rozyna była w mojej norce i, niby wróżka dobroczynna, pozostawiła jasny ślad swojej obecności. Ta biała, jaśniejąca plama na czarnym blacie biurka była listem, prawdziwym, najprawdziwszym listem! Dostrzegłam to już z odległości trzech yardów, że zaś mogłam spodziewać się listu od jednego tylko człowieka na świecie, musiał to być list od niego właśnie — od nikogo innego. Pamięta więc
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/463
Ta strona została uwierzytelniona.
75