koju i pozwoliliśmy jej leżeć dopóki sama z własnej woli nie uważała za właściwe wstać i odejść.
Graham tego samego jeszcze wieczora zapomniał o swoim zniecierpliwieniu i, po odejściu kolegów, zwrócił się jak zwykle do małej swojej towarzyszki zabaw, wyrwała mu się wszakże z ręki, oczy jej rozbłysły gniewem; nie chciała powiedzieć mu dobranoc; nie chciała patrzeć na niego. Nazajutrz zachował się wobec niej obojętnie, a ona była sztywna i zimna jak marmur. Kiedy, po przeminięciu w ten sposób jeszcze jednego dnia, zaczął drażnić ją dopytywaniem się jaki jest właściwie powód jej dąsania się, nie otworzyła ust. Nie mógł oczywiście gniewać się na nią prawdziwie: zbyt niedobraną stanowili pod każdym względem parę; zrazu też próbował ułagodzić ją, a potem zadręczać dopytywaniem się:
— Dlaczego jesteś taka zagniewana na mnie? Co ci zrobiłem złego?
Za całą odpowiedź rozpłakała się, a wtedy ukoił ją pieszczotami, które przywróciły dawną ich przyjaźń. Należała jednak do istot, po których podobne wydarzenia nie prześlizgują się bez śladu. Zauważyłam, że po tym odtrąceniu jej przez niego, nigdy już więcej nie szukała go, nie wpraszała się do jego towarzystwa, ani też nie narzucała mu się w żaden inny sposób. Poleciłam jej pewnego razu, aby zaniosła mu jakąś książkę, kiedy siedział zamknięty w swoim pokoju do nauki.
— Poczekam, aż wyjdzie — odparła dumnie. — Nie chcę, żeby przeze mnie wstawał od biurka i otwierał mi drzwi.
Młody Bretton miał ulubionego kucyka, na którym wyjeżdżał często na spacer; Polly śledziła zawsze przez okno jego odjazd i przyjazd. Ambicją jej było móc objechać na kucyku raz jeden chociażby podwórze dokoła, nigdy jednak nie prosiła o dostąpienie tego zaszczytu. Pewnego dnia zeszła na podwórze, aby być obecną przy zsiadaniu Grahama z konia. Kiedy stała tak, oparta o furtkę, pragnienie przejechania się na kucyku płonęło ogniem tęsknoty w jej oczach.
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.
37