Strona:PL Bronte - Villette.djvu/474

Ta strona została uwierzytelniona.

sposobowi patrzenia i wyrazowi jego twarzy, układowi jego ust, kształtowi jego podbródka, pochyleniu jego głowy przy mówieniu, słowem wszystkiemu, co uderza nas w osobach, z którymi się stykamy, czy mogłam, drogą narzucającego się samo przez się kojarzenia myśli, nie przypomnieć sobie Grahama Brettona? Graham był szczuplejszy niż doktór Bretton i nie taki wysoki, miał gładszą twarz, dłuższe i jaśniejsze włosy; nie mówił także głosem tak głębokim, ale raczej podobniejszym do głosu dziewczęcego, a jednak jest on Grahamem, zupełnie tak samo, jak ja jestem małą Polly, a pani jest Lucy Snowe.
Byłam zupełnie tego samego zdania, zdziwiła mnie jednak nasza jednomyślność w tym względzie: istnieją sprawy, co do których tak rzadko spotykamy się z sądem identycznie takim samym jak nasz własny, że cudem nieledwie wydaje się, kiedy wydarza nam się coś podobnego, jak w tym wypadku.
— Pani i Graham byliście niegdyś towarzyszami zabaw?
— I pani również zapamiętała to? — zapytała Paulina z kolei.
— Nie wątpię, że i Graham także zapamiętał — odparłam.
— Nie pytałam go o to: nie wiele istnieje rzeczy, które zdziwiłyby mnie bardziej, aniżeli przekonanie się, że zapamiętał. Przypuszczam, że jest zawsze po dawnemu wesoły i beztroski?
— Czy było tak dawniej? Uderzyło to panią wówczas już? Takim włanie zapamiętała go pani?
Pamięć moja nie umiałaby odtworzyć go sobie innym. Miewał okresy wielkiej pilności; inne znów, kiedy bywał bardzo wesoły; niezależnie jednak od tego, czy był w danej chwili bardziej usposobiony do nauki, czy do zabawy, zajmował go nade wszystko przedmiot jego chwilowego upodobania: książki lub gra. Nie wiele liczył się wówczas z tymi, z którymi po społu zajęty był czytaniem czy zabawą.

86