ła się dokoła niemniej białego swojego papy, klaszcząc w rączki i wołając:
— Ojczulku, ojczulku, wyglądasz jak ogromny niedźwiedź podbiegunowy!
Niedźwiedź otrząsnął się, obryzgując hrabianeczkę, która uciekła czym prędzej od mroźnego natrysku. Wnet jednak powróciła ze śmiechem, aby dopomóc ojcu do uwolnienia się od podbiegunowego jego przebrania. Hrabia, wyłuskawszy się wreszcie ze swojego spowicia, zagroził córce zrzuceniem na nią całej lawiny.
— Zrzuć, ojczulku — zawołała, nachylając się, niby dla podstawienia głowy pod lawinę, w momencie jednak, kiedy spaść miała na nią, uskoczyła w bok rzutem zręcznym jak młodej sarenki.
Ruchy jej miały giętką miękkość i aksamitny wdzięk poruszeń kotki, śmiech jej dźwięczał bardziej metalicznie, niż odgłos srebrnych dzwoneczków, czyściej, niż brzęk potrąconego kryształu. Kiedy, ująwszy w obie maleńkie swoje dłonie lodowato zimne rece ojca, rzcierała je i stanęła na czubkach palców, aby sięgnąć do jego ust i otrzymać ich pocałunek, zdawała się jaśnieć dokoła niej aureola upojenia miłosnego. Poważny, czcigodny jej rodzic patrzył na nią takim wzrokiem, jakim mężczyźni zwykli patrzeć na istoty, które są oczkiem ich w głowie.
— Niech mnie pani nauczy, droga pani Bretton, co mam robić z tą moją córką, czy raczej z tym moim projekcikiem na córkę? Nie przybywa jej ani rozumu, ani wzrostu. Nie uważa pani, że została takim samym prawie dzieckiem jakim była dziesięć lat temu?
— Nie jest bardziej dzieckiem, niż ten mój dryblas — odparła pani Bretton, spierająca się właśnie z synem w kwestii zmiany stroju, uważanej przez nią za wskazaną, odrzucanej wszakże uparcie przez niego. Stał oparty o holenderski kredens, śmiejąc się i nie dopuszczając matki do siebie.
— Zgódź się na kompromis, mamo — rzekł wreszcie — i pozwól nam nasamprzód rozgrzać się, zarazem wewnętrznie i zewnętrznie, napić się tutaj w kuchni cze-
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/477
Ta strona została uwierzytelniona.
89