Strona:PL Bronte - Villette.djvu/479

Ta strona została uwierzytelniona.

ki — ou de fantaisie — czy fantastyczny — był zbyt uroczy, aby śmiał ktokolwiek przerwać jej go zaproponowaniem tak pospolitego napoju. Ona sama wszakże upomniała się o należną sobie porcję zwykłej śmiertelniczki.
— Proszę dać mi skosztować — zwróciła się do Grahama, który zamierzał odstawić kubek na półkę kredensu, zbyt wysoko, aby mogła sama sięgnąć po niego.
Pani Bretton i pan Home zajęci byli teraz rozmową. Uwagi dr. Johna nie uszedł czarodziejski taniec: przyglądał mu się, wyraźnie zachwycony nim. Pomijając już wdzięk i piękno ruchów dziewczęcia, pociągających jego wrażliwe na harmonię oko, zachwycało go swobodne zachowanie się Polly w domu jego matki, ułatwiające zarazem sytuację jemu samemu. Ponownie wydała mu się dzieckiem, dawną towarzyszką zabaw nieledwie. Ciekawa byłam jego sposobu przemawiania do niej: dotychczas nie słyszałam go jeszcze zwracającego się do Pauliny bezpośrednio, już pierwsze jego słowa wszakże świadczyły, że w tej beztroskiej swobodzie ruchów i wesołości, prawdziwie dziecięcej, odnalazł „dawną Polly“ z przed lat dziesięciu.
— Jaśnie hrabianka raczyła zażądać kubka?
— Sądzę, że dałam to wyraźnie do zrozumienia.
— Nie mogę zgodzić się na uwzględnienie tego życzenia. Niewymownie żałuję, ale nie mogę zgodzić się.
— Dlaczego? Jestem już zupełnie zdrowa: nie może to przecież zwichnąć mi ponownie ramienia, ani złamać mojego obojczyka. Czy to wino?
— Nie; ani rosa także.
— Niepotrzebna mi rosa. Nie lubię rosy. Ale co to jest naprawdę?
— To grog, robiony na mocnej starce, pędzonej wówczas może, kiedy przyszedłem na świat.
— Ciekawe jak to smakuje? Dobre?
— Aż zanadto dobre.
Rzekłszy to, zdjął butlę z półki i nalał sobie jeszcze jedną porcję potężnie działającego eliksiru, wyraził zło-

91