mód i szuflad znajdujących się tam, była na wpół zbutwiała. Szczury przegryzały się przez spróchniałe drzewo, a myszy słały sobie gniazda pośród odpadków i śmieci: moje drogie listy mogłyby być pożarte przez to plugastwo, a na pewno już wilgoć zamazałaby nie do poznania pismo na nich. Nie, poddasze nie nada się — ale gdzie w takim razie schronić je?
Rozważając to zagadnienie siedziałam na ławce pod oknem sypialni. Było piękne mroźne popołudnie; zachodzące już słońce zimowe blado połyskiwało na czubkach krzewów ogrodowych „allée défendue“. Spośród gąszczu wyróżniała się wielka stara grusza, niczym wysoki szkielet nimfy leśnej, szary, wyschły, obnażony. Olśnił mnie pomysł — jeden z owych dziwacznych, fantastyczych pomysłów, rodzących się czasem w mózgach ludzi samotnych. Włożyłam kapelusz, okrycie, kołnierz i mufkę futrzaną, i poszłam do miasta.
Kierując kroki moje ku starej historycznej dzielnicy, ku której ocienionym odwiecznym zakątkom czułam się instynktownie pociągnięta, ilekroć bywałam w melancholijnym nastroju, wędrowałam z jednej ulicy na drugą, aż wreszcie, przeszedłszy na przełaj przez na wpół opustoszały plac, czy skwer, znalazłam się przed sklepem z wszelkiego rodzaju starzyzną.
Potrzebna mi była skrzynka metalowa, którą można byłoby zalutować, albo też butla z grubego szkła, którą możnaby zalakować hermetycznie. Pośród spiętrzenia najrozmaitszych, nadających się na szmelc, przedmiotów znalazłam i nabyłam odpowiadającą moim zamierzeniom butlę.
Zwinąwszy listy w rulon, owinęłam je w ceratkę jedwabną, owiązałam cienkim szpagatem i, włożywszy rulon do butli, uprosiłam starego żyda-handlarza o zakorkowanie i zalakowanie jej tak, aby nie dopuścić zupełnie do jej wnętrza dopływu powietrza. Czyniąc zadość mojej prośbie, rzucał na mnie od czasu do czasu nieufne spojrzenia spod wyblakłych, jak gdyby zwarzonych mrozem rzęs. Przypuszczał prawdopodobnie, że kryje się w tym
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/501
Ta strona została uwierzytelniona.
113