skwer, znalazłyśmy się w cichym, miłym parku, stanowiącym najkrótszą naszą drogę na Rue Crécy.
— Nie znam osoby, która płoszyłaby mnie w tym stopniu co pani!
— Nie moja w tym wina. — Najlepiej zrobiłaby pani, trzymając się z daleka ode mnie i nie interesując się moją osobą. Na pewno ja pierwsza nie zaczepię pani.
— Jak gdyby można było trzymać się z dala od pani i nie interesować się panią! Taka jest pani tajemnicza i dziwna!
— Ta moja rzekoma tajemniczość i dziwaczność jest całkowicie wytworem imaginacji pani. Powtarzam, że najlepiej pani zrobi, nie strojąc mnie w nie i możliwie wykreślając je ze swojej pamięci.
— Ale czy naprawdę jest pani kimś? — nalegała, nie dając się zbić z tropu i, wbrew mojej woli, wsuwając mi rękę swoją pod ramię, które w sposób wielce niegościnny przycisnęło się mocno do mojego boku, aby nie dać dostępu natrętnemu intruzowi.
— Tak — rzekłam — należę do typu karierowiczów pnących się coraz wyżej po szczeblach drabiny społecznej; zaczęłam od roli towarzyszki pewnej wiekowej niewiasty, potem byłam piastunką małych dzieci, a teraz jestem nauczycielką szkolną.
— Niech mi pani powie, błagam panią, kim jest pani naprawdę. Nie powtórzę tego nikomu — nalegała, nie dając za wygranę i nie myśląc wyzbywać się swojej koncepcji zamaskowanej wielkości, jakiej rolę podobało jej się narzucić mi. Wcisnąwszy przemocą rękę swoją pod moje ramię, które zagarnęła teraz już w wyłączne posiadanie, nie przestawała przymilać mi się i błagać mnie, aż wreszcie doprowadziła mnie do głośnego wybuchu śmiechu, który nie pozwolił mi iść dalej. Musiałam zatrzymać się wśród drogi. Nie zrażona i tym jednak, rozwijała w dalszym ciągu w najfantastyczniejszy sposób ten wyimaginowany przez siebie temat, dając upartą wiarą swoją, czy niewiarą, dowód, że nie jest w stanie wyobrazić sobie osoby, która, nie mając oparcia w przywilejach
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/521
Ta strona została uwierzytelniona.
133