Strona:PL Bronte - Villette.djvu/540

Ta strona została uwierzytelniona.

gniewana, jest pani zmartwiona. Niech mi pani wybaczy, miss Lucy.
— Wybaczam panu, Monsieur Emanuel, naprawdę panu wybaczam.
— Chciałbym usłyszeć słowa te wypowiedziane naturalnym głosem pani, nie tym obcym, przykrym dla mnie tonem. Niech pani powie:
— „Mon ami, je vous pardonne[1]
Uśmiechnęłam się mimo woli. Kto mógłby nie uśmiechnąć się wobec iście dziecięcej jego prostoty i nie mniej dziecięcego uporu, a zarazem powagi?
Bon! — zawołał — Voilà que le jour va poindre! Dîtes donc, mon ami.[2]
Monsieur Paul, je vous pardonne.
— Nie chcę żadnego tytułowania mnie „panem“. Niech pani wypowie ten inny wyraz; w przeciwnym razie nie uwierzę w szczerość pani. Niech pani zdobędzie się na ten jeden wysiłek jeszcze — mon ami, albo w przekładzie na język pani kraju: mój przyjacielu!

Nie rozumiał, że słowa „mój przyjacielu!“ mają inne brzmienie i znaczenie, aniżeli „mon ami“. Nie mogłabym zwrócić się do Monsieur Paula, mówiąc: „mon ami“, mogłabym natomiast, i zrobiłam to bez trudności, nazwać go „moim przyjacielem“. Różnica ta była jednak nieuchwytna dla niego, zadowolnił się też w zupełności wypowiedzeniem upragnionych słów po angielsku. Uśmiechnął się. Szkoda, że nie mogłeś widzieć jego uśmiechu, czytelniku, że nie mogłeś zdać sobie sprawy z różnicy jego zachowania się teraz i przed pół godziną. Nie mogę stwierdzić, abym kiedykolwiek do owego czasu była świadkiem uśmiechu zadowolenia, przyjemności, czy uprzejmości bodaj, wykwitającego na ustach Monsieur Paula, czy rozjaśniającego jego oczy. Setki razy, natomiast, widywałam na jego twarzy to, co nazywał umiechem, a co

  1. Wybaczam panu, mój przyjacielu.
  2. Dobrze. Widzę, że zaświta dzień. Niech więc pani powie, proszę: przyjacielu!
152