Strona:PL Bronte - Villette.djvu/545

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mnie?! Z jakiej racji?! Nie należy to przecież do moich obowiązków. Odwagi Rozyno! Musisz dźwigać sama twój ciężar. Bądź mężna! Odważ się po raz szósty.
— Mam tam leźć jeszcze raz?! Nie, Mademoiselle, to niepodobieństwo! Pięć razy już dzisiaj rozzłościłam go. Madame będzie musiała chyba wynająć żandarma do tej roboty. Ouf! Je n‘en puis plus![1]
— O, widzę, że jesteś pospolitym tchórzem. Co jest do zakomunikowania mu?
— To właśnie, czym można najbardziej rozwścieczyć Monsieur. Nie znosi, aby mu zawracano głowę tymi rzeczami: pilne wezwanie do stawienia się niezwłocznie w Ateneum z powodu spodziewanej oficjalnej wizyty wyższych władz — inspektora, czy kogoś takiego — Wyznaczono Monsieur, aby go powitał. Musi pójść zaraz, a Mademoiselle wie najlepiej, jak Monsieur nienawidzi zmuszania go do czegoś.

O, tak, wiedziałam o tym aż nadto dobrze. Ruchliwy jak żywe srebro mały człowieczek nie znosił nakładania na niego karbów przez kogokolwiek, ani dyrygowania nim: stale i niezmiennie buntował się przeciwko wszystkiemu, co było obowiązkowe i musowe. Zgodziłam się jednak wziąć na siebie odpowiedzialność — oczywiście nie bez lęku, ale lęku połączonego z innymi jeszcze uczuciami, z których nie najmniej silnym była ciekawość. Otworzyłam drzwi, weszłam i przymknęłam je za sobą tak szybko, cicho i spokojnie, jak na to pozwalało drżenie mojej ręki — także nóg pode mną — wiedziałam, że ociąganie się, czy, odwrotnie, wpadnięcie gwałtowne, głośniejsze poruszenie klamką, czy pozostawienie drzwi szeroko otwartych, pogorszyłoby znacznie sprawę, — byłoby zbrodnią, często fatalniejszą w skutkach, aniżeli główne przestępstwo. Stałam więc, a on siedział, wyraźnie w jak najgorszym humorze — odbywał właśnie lekcję arytmetyki: udzielał lekcji wszystkiego, co mogło tylko wpaść mu pod ręce, arytmetyka wszelako jako suchy

  1. Och, nie mogę już więcej!
157