na siebie mojego gniewu, i, mając na względzie dobro moje jedynie, pozwoli sobie zwrócić uwagę na zmianę, jaką dostrzegł w moim stroju. Musi przyznać, że kiedy poznał mnie po raz pierwszy — a raczej kiedy migała mu od czasu do czasu w przelocie moja postać — czyniłam najzupełniej zadość wymaganiom jego na tym punkcie. Powaga, surowa prostota, wyraźna w sposobie mojego ubierania się, mogły natchnąć najlepszymi nadziejami, dotyczącymi własnego mojego dobra. Jaki wpływ fatalny skłonił mnie do zdobienia kwiatami mojego kapelusza, do noszenia „cols brodés — haftowanych kołnierzyków — a nawet do ukazania się przy pewnej okazji w szkarłatnej sukni — może co najwyżej domyślać się, nie chce jednak zaznaczać otwarcie.
I znów przerwałam mu, tym razem nie bez oburzenia i zgrozy.
— Szkarłatnej, Monsieur?! Wcale nie była szkarłatna! Była różowa, a nawet blado-różowa, nadto przyćmiona czarną koronką.
— Różowa czy szkarłatna, żółta czy pąsowa, groszkowo-zielona czy lazurowo-niebieska — zupełnie bez różnicy: wszystko to są jaskrawe, obliczone na efekt kolory, a co się tyczy koronki, o której wspominam, to tylko jeden jeszcze więcej „colifichet“ — jeszcze jedno dodatkowe świecidełko — westchnął zgnębiony moim zwyrodnieniem, moim upadkiem moralnym. — Nie może — z przykrością zmuszony jest wyznać — być tak ścisły i dokładny na tym punkcie jak pragnąłby: nie znając nazw wszystkich tych „babioles“ — bawidełek, — mógłby popełnić drobne błędy w nomenklaturze, które niewątpliwie ściągnęłyby na niego moje uwagi szydercze i podnieciłyby moją nieszczęsną skłonność do nagłych, namiętnych wybuchów. Powie więc tylko na ogół — w takim ogólnym ujmowaniu nie popełni na pewno błędów — że mój strój przybrał ostatnio „des façons mondaines“ (cechy światowe) których widok rani go wręcz.
Jakie „façons mondaines“ wykryć zdołał w mojej zimowej sukni merynosowej, sukni z gładkim białym koł-
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/558
Ta strona została uwierzytelniona.
170