Strona:PL Bronte - Villette.djvu/560

Ta strona została uwierzytelniona.

W ten sposób ułożyliśmy sprawę.
Ładnie doczekałaś się, Lucy Snowe! — powiedziałam sobie — wysłuchałaś porządnego kazania — ściągnęłaś na siebie „un rude savon“ (zdrowe wcieranie) i wszystko to z powodu grzesznego twojego zamiłowania do próżnostek świata! Kto przypuściłby, że dojdzie do tego? Uważałaś się za melancholijną skromnisię. Panna Fanshave widzi w tobie nowoczesnego Diogenesa. Pan de Bassompierre przed kilkoma dniami uprzejmie zmienił temat rozmowy, która toczyła się dokoła szaleństw aktorki Vashti, bowiem, jak życzliwie wyraził się: „Widać po miss Snowe, że razi ją to niemile“. Doktór John Bretton zna cię wyłącznie jako „cichą, zrównoważoną Lucy“ — jako istotę, która nikomu wody nie zamąci, przesuwając się przez życie, niby cień“ — jak się wyraził. Słyszałaś także jego powiedzenie:
— Ujemną stroną Lucy jest nadmierna powaga jej upodobań i sposobu bycia — brak barwności zarówno jej natury, jak jej stroju.
Takie właśnie sprawiasz wrażenie na samej sobie i na twoich przyjaciołach, a tymczasem oto! — zjawia się mały człowieczek, którego zdanie biegunowo różni się od zdania wszystkich innych ludzi, który oskarża cię wręcz o płochość i lekkomyślność — o nadmierną światowość i próżność — o zbytnią jaskrawość i barwność! Ten szorstki, gburowaty mały człowieczek, ten surowy, nieubłagany sędzia — podchwytuje i skrzętnie gromadzi wszystkie twoje drobne grzeszki, próżności, twoją nieszczęsną różową szyfonową suknię, twoją maleńką, skromniutką girlandkę kwiatów, twój kawałek wstążki, śmieszny twój skrawek koronki — i każe ci ponosić odpowiedzialność za to wszystko razem i za każdą z tych rzeczy z osobna. Przywykłaś już do tego, że ludzie przechodzą obok ciebie, ni to obok cienia w słonecznym blasku życia: czymś nowym jest więc dla ciebie zetknięcie się z człowiekiem, który osłania przed tobą swoje oczy podniesioną do góry dłonią, oślepiasz go bowiem swoją natrętnie narzucającą się jaskrawością.



172