Strona:PL Bronte - Villette.djvu/563

Ta strona została uwierzytelniona.

Biedna Zèlie! Zwykła oświadczać w owym czasie, że śmiertelnie znużyło ją życie pracy i samotności, że tęskni za zdobyciem środków materialnych i możności swobodnego wytchnienia; że chciałaby mieć kogoś, kto pracowałby za nią — męża, który pospłacałby jej długi (była fatalnie zadłużona) i dostarczałby jej strojów, pozostawiając jej przy tym swobodę, jak mówiła, „gouter un peu les plaisirs“ (zaznania trochę przyjemności). Od dawna już szeptano sobie, że zarzuciła sieci na Monsieur Emanuela. Nie ulegało wątpliwości, że spojrzenie jego spoczywało często na Mademoiselle Zèlie. Siedział nieraz minutami, nie przestając przyglądać się jej. Widywałam go nawet czyniącego to przez cały kwadrans z rzędu, podczas kiedy cała klasa zajęta była w skupionym milczeniu pisaniem wypracowania, a on siedział bezczynnie na katedrze. Świadoma bazyliszkowego, wnikliwie utkwionego w niej wzroku, niespokojnie wierciła się, zarazem czując się mile połechtaną tym, i nieco stropioną uporczywie bystrym śledzeniem przez Monsieur zmiany wyrazu jej twarzy. W wielu wypadkach zdradzał on niepokonanie groźną siłę ostrzegawczego instynktu, który pozwalał mu docierać do najgłębszych tajników myśli jej i serca i wykrywać pod pięknie barwnymi obsłonkami kierujące nią pobudki, nagą, niczym nieprzystrojoną prawdę. Dostrzegał wszystko: przewrotność dążeń, ukryte fałszywe wykręty — wszystko czego większość ludzi, zarówno mężczyzn, jak kobiet, nie widziałaby, czego nie domyślała się wcale: skrzywienie pleców, wrodzony defekt kończyn i, co znacznie gorsze, zniekształcenia i plamy moralne, powstałe może z własnej winy obarczonych nimi. Nie istniały wszakże najgorsze nawet wady, których Monsieur Emanuel nie wybaczyłby, litując się równocześnie nad nimi, o ile tylko ofiara tych braków przyznawała się do nich szczerze. Ilekroć wszakże jego badawcze oko wykrywało świadomą nieuczciwość i podstępne oszukiwanie, o, wówczas umiał być okrutny i, jak uważałam, niegodziwy nawet! Z triumfem odrzucał wówczas parawan, poza którym ukrywali się nieszczęśnicy, zmuszał ich do zdarcia obsłonek

175