ramidy. Gest ten zdawał się zażegnywać słowa, nakazywać milczenie.
Za ręką ukazała się po chwili cała postać. Monsieur wyłonił się spoza zasłaniających go kwiatów i, wystąpiwszy na front estrady, wpatrzony tępo przed siebie w wielką „mappe-monde“ (mapę obu półkuli), pokrywającą całą przeciwległą ścianę, zapytał po raz trzeci, tym razem tragicznym już tonem:
— Est-ce là tout?
Mogłabym uratować sytuację, gdybym w tym momencie wystąpiła naprzód i wsunęła mu do ręki małe kolorowe wysadzane muszelkami pudełeczko, które trzymałam mocno zaciśnięte w ręce. Zamierzałam pierwotnie postąpić tak, przede wszystkim jednak pokusił mnie komizm zachowania się Monsieur do poniechania tego zamiaru, teraz zaś wywołało mój opór faryzeuszowsko opiekuńcze wtrącenie się Mademoiselle St. Pierre. Czytelnik, który nie miał dotychczas żadnego powodu przypisywania charakterowi miss Snowe najdalszych pretensyi do doskonałości, nie będzie chyba zdziwiony, dowiadując się, że wrodzona przekora nie pozwoliła jej bronić się przeciwko rzekomym przewinieniom, jakimi podobało się Paryżance obarczyć ją. W dodatku Monsieur Paul brał całą sprawę tak poważnie i miał minę tak tragiczną, z zasługiwał na podroczenie się z nim. Powściągnęłam też pierwotny mój odruch, ścisnęłam jeszcze mocniej w ręku pudełko i siedziałam w dalszym ciągu obojętna i nieczuła jak kamień.
— Dobrze więc! — padło wreszcie oświadczenie z ust Monsieur Paula. Równocześnie z wypowiedzeniem tych słów czoło jego omroczył cień nadchodzącej wielkiej burzy — zarysowała się na nim groźna bruzda gniewu, szyderstwa i ostatecznej decyzji; takim samym wyrazem odęły się jego usta i ściągnęły się jego policzki. Przełknąwszy wszelki dalszy komentarz, rozpoczął swój zwykły „discours“.
Nie przypominam sobie jego treści: nie słuchałam go wcale: proces przełknięcia dalszych komentarzy, nagłe
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/568
Ta strona została uwierzytelniona.
180