Mały, zły, zjadliwy człowieczku! — pomyślałam. — Czy warto dręczyć się obawą ściągnięcia na siebie twojego gniewu, czy zranienia twoich uczuć? Nie, zaprawdę nie! Będziesz mi obojętny, tak samo obojętny jak najnędzniejsza z wiązanek w twojej piramidzie.
Przykro mi wyznać, że nie byłam w stanie urzeczywistnić w pełni tego postanowienia. Przez jakiś czas to miotanie przez niego obelg na Anglię i Anglików, zwłaszcza na Angielki, obijało się bezskutecznie o pancerz mojej nieczułości. Znosiłam te napaści z prawdziwym stoicyzmem w ciągu jakiegoś kwadransa co najmniej, znać jednak postanowił syczący bazyliszek ukłuć mnie do żywego, zaczął bowiem obrzucać takiego rodzaju zniewagami nie tylko nasze kobiety, ale największe nasze sławy narodowe, najlepszych naszych ludzi, plwać na nasz sztandar i tarzać w błocie flagę angielską, że wreszcie dopiął swego — ukłuł mnie. Ze złośliwym upodobaniem zaczął odgrzebywać najbardziej pieprzne kontynentalne fałsze historyczne, — po nad które nie istnieje nic dotkliwiej urażającego. Zèlie i cała klasa uśmiechały się wszystkie bez wyjątku z jednako mściwą rozkoszą. Ciekawe było dla mnie przy tym wykrycie do jakiego stopnia te błaźnice Labassecouryjskie nienawidzą Anglii. Przebrała się wszakże miarka. Uderzywszy z całych sił pięścią w mój pulpit, otworzyłam usta i krzyknęłam głośno:
„Vive l‘Angleterre, l‘Histoire et les Héros! — A bas la France, la Fiction et les Faquins![1]
Klasa oniemiała. Przypuszczano prawdopodobnie, że oszalałam. Profesor zasłonił usta chustką od nosa, aby ukryć w jej fałdach złośliwy swój uśmiech. Potwór! Wyobrażał sobie na pewno, że, zdoławszy doprowadzić mnie do wybuchu oburzenia, odniósł ostateczne nade mną zwycięstwo. W jednej chwili odzyskał dobry humor. Z wielką swadą oratorską i zręcznością powrócił do otrzymanych tego dnia kwiatów, rozwodząc się poetycko i symbo-
- ↑ Niech żyje Anglia, historia i bohaterowie! Precz z Francją, ze zmyśleniem i z nikczemnikami!