Strona:PL Bronte - Villette.djvu/576

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mogłam i nie chciałam przeczyć zasadności podobnego przeświadczenia.
— Niech mi pani powie, — dodał — kiedy są pani imieniny, a na pewno nie poskąpię kilku centymów na drobny dar.
— Zrobi pan to samo tylko co ja zrobiłam, Monsieur, Kosztowało to więcej niż kilka centymów, których nie poskąpiłam jednak.
Mówiąc to, wyjęłam z biurka małe pudełeczko i podałam mu je.
— Miałam je gotowe w ręku dzisiejszego rana — dodałam — i gdyby Monsieur miał nieco więcej cierpliwości, a Mademoiselle St. Pierre nie wtrąciła się zgoła niepotrzebnie, a może także — zmuszona jestem zaznaczyć — może gdybym i ja sama była bardziej opanowana i rozsądniejsza, wręczyłabym je panu we właściwej chwili.
Spojrzał na pudełeczko: widziałam, że podobała mu się jasna, ciepła jego barwa i lazurowy wianuszek. Poprosiłam go, aby je otworzył.
— Moje inicjały! — zawołał, wskazując na litery na wewnętrznej stronie wieczka. Od kogo dowiedziała się pani, że na imię mi Karol Dawid?
— Od małego ptaszka, Monsieur.
— Czy leci on ode mnie do pani? Mógłbym więc w razie potrzeby przywiązać mu pod skrzydełko wieść do przesłania.
Wyjął z pudełeczka łańcuszek — drobiazg oczywiście ze względu na jego wartość pieniężną, ale ładnie połyskujący jedwabiem kordonka, mile iskrzący się perełkami. Podobał mu się wyraźnie, zachwycał się nim z bezpośredniością dziecięcą nieledwie.
— To dla mnie?
— Tak, dla pana.
— Nad tym właśnie pracowała pani wczoraj wieczorem?
— Nad tym.
— Skończyła pani to dzisiaj rano?

188