Strona:PL Bronte - Villette.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

bezpieczeństw, zwad. Do dnia dzisiejszego, ilekroć dławi mnie zmora nocna, doznaję ponownie w krtani owego uczucia słoności napływającej mi do przełyku wody i jej mroźnego ucisku na moje płuca. Wiem nawet, że rozpętała się burza, i to burza, która trwała nie godzinę, czy jeden dzień tylko. W ciągu wielu dni i nocy nie zajaśniało słońce, ani też nie wybłysnęły na niebie gwiazdy; własnymi rękami wyrzucaliśmy takelunek z naszego statku; nad naszymi głowami srożył się sztorm, straciliśmy wszelką nadzieję, że uda nam się uratować. W końcu statek uległ rozbiciu, a cała załoga poszła na dno.
O ile mogę sięgnąć pamięcią, nie uskarżałam się nigdy przed nikim na ciężkie te przejścia. Przed kim właściwie miałabym uskarżać się? Panią Bretton oddawna straciłam z oczu. Przeszkody, wzniesione przez osoby trzecie, przed laty już stanęły pomiędzy nami, uniemożliwiając nasze porozumienie się wzajemne. Nadto przyniósł czas zmiany i w jej życiu także: pokaźna fortuna na której straży stała, aby utrzymać ją i przekazać nietkniętą synowi, umieszczona w pewnym przedsiębiorstwie, jako jego kapitał zakładowy, skurczyła się, jak utrzymywano, do drobnej cząstki pierwotnej swojej wartości. Graham, o czym słyszałam ze źródeł postronnych, obrał zawód lekarza, i wraz z matką opuścił Bretton, aby, o ile było mi wiadomo, osiedlić się w Londynie.
Nie istniała dla mnie w ten sposób możliwość liczenia na czyjąkolwiek pomoc, musiałam sama myśleć o sobie. Nie wydaje mi się, abym należała do natur samodzielnych, czy przedsiębiorczych; zarówno jednak samodzielność jak przedsiębiorczość zostały mi narzucone przez warunki, w jakich się znalazłam, na równi zresztą z tysiącami innych ludzi, oprócz mnie. Kiedy więc przysłała po mnie panna Marchmont, starsza niezamężna dama, zamieszkała w naszej okolicy, posłuszna byłam z całą gotowością jej wezwaniu w nadziei, że poruczy mi do pełnienia jakąś misję, której potrafię podołać.
Panna Marchmont była osobą zamożną, zamieszkiwa-

50