Strona:PL Bronte - Villette.djvu/604

Ta strona została uwierzytelniona.

ne? Na mocy artykułów czyjej wiary? Może potępia to który z kanonów Lutra czy Kalwina? A cóż mnie to może obchodzić? Nie jestem Protestantem. Mój bogaty ojciec (jakkolwiek bowiem zaznałem osobiście biedy i przez cały rok głodziłem się na nędznym poddaszu w Rzymie — umierałem nieomal z głodu, często zaledwie raz na dzień mając coś włożyć do ust, a czasem nie mając i tego nawet — urodziłem się jednak w bogactwie) — otóż mój bogaty ojciec był dobrym Katolikiem, dał mi też ojca jezuitę za duchowego przewodnika i wychowawcę. Nie zapominam nauk, jakie mi on dawał. O, do jakich odkryć doprowadzają mnie one! Grand Dieu — wielki Boże — do jakich odkryć!
— Odkrycia osiągnięte systemem podkradania się, podpatrywania i podsłuchiwania, wydają mi się odkryciami hańbiącymi.
— I ja nie wątpię o tym, purytanko! Przyjrzyj się jednak, jak działa ten mój jezuicki system. Zna pani St. Pierre?
— Po części.
Roześmiał się. — Słusznie mówi pani „po części“ — gdy tymczasem ja znam ją na wylot! Na tym właśnie polega cała różnica. Udawała poprzednio słodką i przyjacielską; wyciągała do mnie — sa patte de velours — aksamitną swoją łapkę — pochlebiała mi, łasiła się, przymilała. Otóż, przyznać muszę się do grzechu — jestem wrażliwy na kobiece pochlebstwa — wrażliwy wbrew własnemu rozumowi. Mimo, że nie była nigdy ładna, kiedy jednak poznałem ją po raz pierwszy, była młoda, albo przynajmniej umiała wydawać się młodą. Jak wszystkie jej rodaczki, posiada talent umiejętnego ubierania się — cechował ją pewien rodzaj chłodnej łatwości towarzyskiej, którą niejednokrotnie umiała zaoszczędzać mi zakłopotania...
— Nie było to chyba potrzebne, monsieur. Nigdy w życiu nie byłam świadkiem pańskiego zakłopotania.
— Mało zna mnie pani, mademoiselle. Potrafię być

216