Strona:PL Bronte - Villette.djvu/607

Ta strona została uwierzytelniona.

pośrednio otwarty jest dla mnie o każdej porze. W szopie, na jego końcu, są drzwiczki, które prowadzą na podwórze, sąsiadujące z kolegium. Posiadam klucz od nich, dzięki czemu mogę przychodzić i wychodzić kiedykolwiek mi się podoba. Wszedłem tędy właśnie dzisiaj po południu i zastałem panią śpiącą w klasie. Wieczorem ponownie skorzystałem z tego samego wejścia.
Nie mogłam powstrzymać się od powiedzenia:
— Gdyby pan był niegodziwcem, żywiącym złe, podstępne zamiary, jakże straszne byłoby to wszystko
Ten sposób zapatrywania się na rzeczy nie był zdolny trafić mu do przekonania; zapalił cygaro, i, kiedy pykał z niego spokojnie, oparty o pień drzewa, spoglądając na mnie chłodnym, rozbawionym wzrokiem, jakim zwykł patrzeć, będąc w pogodnym humorze, uważałam za właściwe wystosować do niego dłuższe kazanie. On sam często godzinami miewał do mnie tego rodzaju przemówienia, nie uważałam więc dlaczego i ja także z kolei nie miałabym raz jeden chociażby wypowiedzieć się w stosunku do niego zupełnie szczerze. Wyjawiłam mu też bez ogródek pogląd mój na stosowanie tego rodzaju jezuickiego systemu.
— Wiadomości, jakie daje ono panu, okupione są zbyt wysoką ceną; to przychodzenie i wychodzenie ukradkiem, drogą podstępną, przynosi ujmę własnej pańskiej godności.
— Mojej godności własnej?! — zawołał ze śmiechem — Kiedy to widziała mnie pani kłopocącego się o moją godność własną? To pani, miss Lucy, jest „digne“ — osobą godną. Jak często w obecności wyspiarskiej dostojności pani robiłem sobie przyjemność z deptania nogami tego, co podoba się pani nazywać „moją godnością“, z darcia jej na strzępy i rozrzucania na wszystkie cztery wiatry podczas tych moich napadów opętańczych, którym pani przygląda się z taką wyniosłością i które, jak wiem, uważa pani za nieopanowany szał trzeciorzędnego aktora londyńskiego.
— Powtarzam panu raz jeszcze, monsieur, że każde

219