nadzieję, że i monsieur Paul także odczuje tę zmianę, na razie wszelako wydawał się zbyt pogrążony w myślach, aby być wrażliwym na cośkolwiek.
— Proszę mi powiedzieć, mademoiselle, czy wy, Protestanci, wierzycie w zjawiska nadnaturalne?
— Zachodzi co do tego pewna różnica pomiędzy teorią i wiarą, zarówno wśród Protestantów, jak i pośród innych sekt — odparłam. — Dlaczego pyta pan o to, monsieur?
— Dlaczego pani wzdryga się i odpowiada mi takim słabym głosem? Jest pani przesądna?
— Jestem z natury nieco nerwowa. Nie lubię poruszania tego rodzaju tematów i dyskutowania o nich. Tym bardziej ich nie lubię, że...
— Wierzy pani?
— Nie. Zdarzyło mi się wszakże doznać czegoś takiego...
— Po przyjeździe pani tutaj?
— Tak. Przed paroma miesiącami.
— Tutaj? W tym domu?
— Tak.
— Bon! — Dobrze! — Jestem temu rad. Wiedziałem o tym zresztą, zanim pani mi powiedziała. Czułem, że zachodzi jakiś związek pomiędzy mną a panią. Pani jest łagodna i cierpliwa, a ja mam naturę wybuchową; pani jest cicha i blada, moja skóra jest smagła i ogorzała, a temperament mam ognisty; pani jest surową Protestantką, a ja jestem rodzajem świeckiego Jezuity. Mimo te wszystkie jednak zasadnicze różnice jesteśmy podobni do siebie wzajem; pomiędzy nami obojgiem zachodzi wyraźna pokrewność. Czy dostrzega to pani, mademoiselle, przyglądając się sobie w lustrze? Czy zauważyła pani, że czoło jej jest tak samo ukształtowane jak moje, że oczy pani mają wykrój podobny do wykroju moich? Czy uzmysłowiła sobie pani, że głos jej ma niektóre tony zbliżone do tych, jakie brzmią i w moim głosie także? Czy wie pani o tym, że miewa pani często mój sposób patrzenia i przyglądania się? Stwierdzam to wszystko i wierzę, że
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/609
Ta strona została uwierzytelniona.
221