Strona:PL Bronte - Villette.djvu/614

Ta strona została uwierzytelniona.

ledwie muskały kopyta jego wierzchowca i nie widząc nic i nikogo dokoła siebie. Wyglądał wyjątkowo dorodnie; strona jego uczuciowa i trzeźwa świadomość własnych celów jednako były podniecone i ożywione.
— Ojczulku, patrz, to Lucy! — zawołał dźwięczny, przyjazny głosik — Lucy, droga kochana Lucy, chodź do nas! Proszę cię, chodź!
Pospieszyłam na jej wezwanie. Odrzuciła wual, osłaniający jej twarz i przechyliła się na siodle, aby mnie uściskać.
— Miałam przyjść przywitać się z tobą jutro — rzekła — teraz wszakże, wobec szczęśliwego naszego spotkania, ty przyjdziesz do nas jutro, prawda?
Wymieniła godzinę, a ja przyobiecałam stawić się.
Nazajutrz wieczorem byłam u niej. Zamknęłyśmy się obie w jej pokoju. Nie widziałam Pauliny od owego dnia, kiedy jej prawa, zestawione z prawami, jakie rościła sobie Ginevra Fanshave, zyskały tak wybitną nad tamtymi przewagę. Miała mi wiele do opowiedzenia o odbytej w międzyczasie swojej podróży. Podczas podobnych tête a tête — sam na sam — była nader ożywioną i wymowną naratorką, umiejącą barwnie opisywać przeżywania swoje i doznania, nigdy wszelako, dzięki niesłychanej prostocie i naturalności dykcji i czystemu, łagodnemu głosowi, nie zdawała się mówić ani zbyt szybko ani zbyt wiele. Uwaga moja nie osłabłaby na pewno, ona sama wszakże zapragnęła widocznie zmiany tematu, pospieszyła bowiem zakończyć jak najrychlej swoje opowiadanie. Nie od razu jednak jasnym dla mnie się stało dlaczego tak nagle urwała swoje sprawozdanie z odbytej podróży. Nastąpiła dłuższa chwila milczenia, zdradzającego wszelako wyraźne oznaki niepokoju i głębokiej zadumy. Wreszcie zwróciła się do mnie nieufnym, na wpół błagalnym tonem:
— Lucy...
— Jestem przecież przy tobie.
— Czy moja kuzynka Ginevra pozostaje wciąż jeszcze u Madame Beck?

226