Strona:PL Bronte - Villette.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak odzyskałam ją, jakkolwiek bowiem zmuszałam się do uprzytomnienia sobie złych stron, byłam jednak zbyt przyziemna, aby idealizować je, a tym samym wyolbrzymiać nadmiernie.
— Nie jestem pewna, czy starczy mi sił potrzebnych do pełnienia tych zadań — rzekłam.
— I ja także mam ten skrupuł — zgodziła się. — Sprawia pani wrażenie zmizerowanej, wyczerpanej.
Byłam zmizerowana i wyczerpana. Zajrzałam do lustra i zobaczyłam w nim siebie samą w mojej sukni żałobnej, dziwnie wyblakłą, z głęboko wpadniętymi, podkrążonymi oczami. Tak. Nie był to widok obiecujący. Te oznaki przywiędnięcia były jednak zewnętrzne tylko, tak wydawało mi się przynajmniej: czułam wciąż jeszcze w sobie życie, tętniące, niezamarłe w jego źródle.
— Czy ma pani coś innego na widoku?
— Jak dotychczas nic wyraźnego, mogłabym jednak znaleźć, przypuszczam.
— Tak sobie pani wyobraża, może nie bez słuszności. Dobrze. Niech więc pani próbuje w dalszym ciągu poszukiwań na własną rękę. O ile jednak zawiodą one panią, proszę powrócić do mojej oferty. Pozostawiam pani otwartą możność przyjęcia jej w ciągu trzech miesięcy.
Było to wielce uprzejme z jej strony postawienie sprawy. Powiedziałam, co o tym myślę i wyraziłam moją wdzięczność. W tej samej chwili schwycił ją ostry atak bólu, Zajęłam się cierpiącą, zastosowałam wskazane mi przez nią środki i, zanim jeszcze zdążyły one przynieść jej ulgę, zawiązał się pomiędzy nami obiema rodzaj poufniejszego stosunku. Co się mnie tyczy, przekonałam się ze sposobu, w jaki zniosła ten ostry napad, że mam przed sobą dzielną, cierpliwą kobietę (cierpliwą wobec dolegliwości fizycznych, czasem tylko może podrażnioną pod wpływem toczącego ją moralnego raka), ona zaś, widząc moją dobrą wolę, przekonała się, że może wzbudzić we mnie współczujący odzew na swoje cierpienia. Przysłała po mnie zaraz nazajutrz, powtarzając te wezwania pięć

52