Strona:PL Bronte - Villette.djvu/631

Ta strona została uwierzytelniona.

świadomość tego właśnie braku mojego potęgowała jeszcze zdumienie moje i zachwyt przy zetknięciu z człowiekiem, który dar ten posiadał w stopniu doskonałym. Monsieur Emanuel nie należał do typu ludzi, celujących w słowie pisanym, niejednokrotnie, natomiast, bywałam świadkiem rozrzucania przez niego z hojną, niedbałą, bodaj nawet bezwiedną szczodrością takich skarbów duchowych, jakimi rzadko mogą pochlubić się książki. Jego umysł służył mi najczęściej za bibliotekę, ilekroć też otwierała się ona przede mną, dorywałam się do niej uszczęśliwiona. Intelektualne braki moje nie pozwalały mi czytać wiele. Nieliczne były drukowane i oprawne tomy, które nie nużyłyby mnie, których przeglądanie nie zamraczałoby mnie i nie oślepiało — tomy myśli monsieur Paula, natomiast, były balsamem dla oczu mego ducha; ich zawartość uprzystępniała, rozjaśniała i wzmagała moją pracę myślową. Wyobrażałam sobie często jaką rozkoszą byłoby dla człowieka, który kochał go bardziej, aniżeli on sam kochał siebie, zbierać i gromadzić te garści złotego pyłu, tak niedbale rozsiewanego na wiatry beztroskie.
Po ukończeniu swej opowieści podszedł do małego pagórka, na którym ja i Ginevra usiadłyśmy z dala nieco od reszty. Ze stałą swoją pochopnością żądania sądu, a raczej pochwały, (nie był w stanie powściągnąć swojej żądzy usłyszenia jej i zaczekania, aż udzielona mu ona zostanie dobrowolnie), zapytał:
— Były panie zainteresowane?
W zwykły mój mało demonstracyjny sposób, odpowiedziałam:
— Tak.
— Czy opowieść moja była dobra?
— Bardzo dobra.
— Nie potrafiłbym jednak napisać jej — rzekł.
— Dlaczego nie mógłby pan, monsieur?
— Nienawidzę mechanicznego procesu pisania; wstręt we mnie budzi ślęczenie z piórem w ręku nad arkuszem papieru. Mógłbym jednak podyktować ją z przyjemnością kopiście, który odpowiadałby moim wymaganiom.

243