Strona:PL Bronte - Villette.djvu/638

Ta strona została uwierzytelniona.

z nim, odpowiedział twardy głos Mademoiselle St. Pierre fałszywie, bez zająknienia: — „Elle est au lit“ — Leży w łóżku. — Usłyszawszy to oświadczenie, tupnął obcasem ze zniecierpliwieniem i wpadł na korytarz. Tutaj wszakże natknął się na Madame Beck, która zatrzymała go, odprowadziła do drzwi wyjściowych i wreszcie pożegnała się z nim.
Kiedy te drzwi zamknęły się za nim, doznałam uczucia nagłego osłupienia na myśl o przewrotnej mojej naturze. Czułam wszak od pierwszej chwili, że ja właśnie byłam tą, której szukał z takim zniecierpliwieniem i która była mu potrzebna — a czyż i on sam nie był potrzebny i mnie również? Co więc skłoniło mnie do trzymania się z daleka? Co kazało mi ukryć się poza strefą jego dosięgalności? Miał mi coś do powiedzenia; zamierzał właśnie powiedzieć mi to: ucho moje napięte było do usłyszenia jego wyznania i ja sama uniemożliwiłam mu uczynienie go... Pragnęłam przecież wysłuchać go i pocieszyć wówczas, kiedy sądziłam, że nie mam żadnej nadziei wysłuchania go i rozstrzygnięcia jego wątpliwości, zaledwie jednak nastręczyła się pełna po temu sposobność, pospieszyłam umknąć przed nią, jak umknęłabym przed wymierzonym w moją stronę ciosem zabójczym.
Oto więc jak pomszczona zostałam za obłędną niestałość moich doznań! Zamiast pociechy i niewątpliwego zadowolenia, jakie byłoby moim udziałem, gdybym potrafiła stłumić w sobie niewytłomaczony lęk i zaczekać spokojnie parę minut — miałam dokoła siebie niemą pustkę, pozostawiona byłam na łup zwątpień i niepewności co dalej nastąpi.
Zabrałam zapłatę moją do nieodmiennej powiernicy trosk moich i smutków — do mojej poduszki — i noc całą spędziłam na rozmyślaniu o tym, co dobrowolnie na siebie ściągnęłam.



250