Strona:PL Bronte - Villette.djvu/642

Ta strona została uwierzytelniona.

rego bruku ciemniały powoli krople wielkości monety pięciofrankowej, nie dostrzegłam na całym jego obszarze żadnego znaku, ani świadectwa życia, z wyjątkiem ułomnego starego księdza, przechodzącego mimo, zgiętego w pół i ciężko opartego na kiju — symbolu starości i zamierania.
Wyszedł z tego właśnie domu, ku któremu kierowałam moje kroki, a kiedy zatrzymałam się przed drzwiami tylko co zamkniętymi za nim i pociągnęłam za dzwonek, odwrócił się, aby spojrzeć na mnie. Nie oderwał też rychło oczu od mojej osoby: uważał może mnie i mój koszyk z owocami, a także mój brak dostojeństwa, użyczonego przez wiek, za całość niedostosowaną do takiego środowiska. Wiem, że gdyby na dzwonek mój otworzyła drzwi młoda, hoża, ogorzała bonne — służąca — uważałabym tego rodzaju typ za bardzo mało harmonizujący z otoczeniem; kiedy wszakże stanęłam oko w oko z bardzo starą, zgrzybiałą nieledwie kobietą w odwiecznym stroju chłopskim, w czepku również ohydnym, jak kosztownym, z długimi powiewającymi końcami z koronki miejscowego wyrobu, w sukiennej spódnicy i kaftanie, w sabotach, bardziej przypominającyych czółna niż obuwie, wydało mi się to zupełnie w porządku, i podziałało prawdziwie kojąco swoim charakterem i stylowością.
Wyraz jej twarzy, natomiast, nie był taki uspokajający, jak krój i rodzaj jej stroju — rzadko zdarzało mi się widzieć coś równie wrogiego. Na moje zapytanie o Madame Walravens bąknęła półgębkiem jakąś niezrozumiałą odpowiedź; jestem pewna, że wyrwałaby mi przemocą z ręki mój koszyk owoców, gdyby nie przeszkodził jej w tym stary ksiądz, który przydreptał w ślad za nią, aby osobiście wysłuchać z czym przychodzę.
Jego głuchota utrudniła mi wyjaśnienie mu, że muszę widzieć się z samą Madame Walravens i oddać przysłane owoce do jej własnych rąk. W końcu jednak zrozumiał, że otrzymałam wyraźne takie polecenie, jest więc obowiązkiem moim wykonać je skrupulatnie. Zwróciwszy się do starej bonne, nie po francusku jednak ale w miej-

254