Strona:PL Bronte - Villette.djvu/647

Ta strona została uwierzytelniona.

poruszony ni to rzeźba, tak pogrążony w modlitwie, że zdawał się zapominać zupełnie o mojej obecności; od czasu do czasu tylko podnosił oczy, ilekroć gwałtowniejszy, bliżej rozlegający się huk grzmotu zapowiadał bezpośrednie niebezpieczeństwo, i wówczas jednak nawet nie zdawało się budzić to w nim osobliwego strachu. Raczej podziw dla potęgi żywiołu. I ja także byłam przejęta grozą; nie podlegając wszakże wpływowi oszałamiającego, niewolniczego lęku, mogłam snuć swobodnie myśli i rozważania.
Jeśli mam wyznać prawdę, zaczęłam wyobrażać sobie, że stary ksiądz dziwnie przypominał mi owego Père Silas‘a, przed którego konfesjonałem klęczałam w kościele Béguinage. Myśl ta zarysowała się w mózgu moim mgliście zrazu, widziałam bowiem mojego spowiednika w mroku i z profilu jedynie, mimo to zdawało mi się, że rozpoznaję pewne pdobieństwo rysów, a także brzmienia głosu. Podczas wnikliwego mojego wpatrywania się w niego zdradził jednym przelotnym spojrzeniem, że czuje skierowany na siebie badawczy mój wzrok. Wobec tego odwróciłam głowę i zaczęłam rozglądać się po pokoju, który zaciekawiał mnie również w sposób tajemniczy.
Obok krzyża z wyrzeźbionej w niezwykły sposób starej, mocno pożółkłej kości słoniowej, wiszącego ponad obitym ciemno-pąsowym aksamitem prie Dieu — klęcznikiem, zaopatrzonym w bogato zdobny mszał i różaniec z hebanu — wisiał obraz, którego niewyraźne zarysy przykuły poprzednio już moją uwagę — obraz ów, ruchomy, zapadał się w ścianę i znikał widmowo, niby zjawa. Z razu, niezdolna rozróżnić dokładnie co przedstawiał wzięłam go za wizerunek Madonny; przy jaśniejszym świetle okazał się on portretem kobiety w stroju mniszki. Twarz, mimo że nie odznaczająca się szczególnym pięknem rysów, była pociągająca: blada, młoda i omroczona mgłą smutku, czy cierpienia. Powtarzam raz jeszcze, że nie była piękna; nie zdradzała nawet wyjątkowego uduchowienia; jej powab był raczej powabem, wynikającym z wątłości i kruchości postaci, bierności u-

259