Strona:PL Bronte - Villette.djvu/666

Ta strona została uwierzytelniona.

rękę w głębokie swoje sakwy i rzucała mu na odczepne garść najdrobniejszej, prawie bezwartościowej monety.
Taka była mniej więcej szkicowa notatka na temat „Sprawiedliwości ludzkiej“, nagryzmolona przeze mnie pospiesznie i przedstawiona na użytek panów Boissec i Rochemorte. Monsieur Emanuel odczytał ją, pochylony nade mną. Nie czekając na niczyje komentarze, złożyłam niski ukłon przed całą trójką i wycofałam się co rychlej z pokoju.
Po ukończeniu zajęć szkolnych tego dnia, zetknęłam się ponownie z Monsieur Paulem. Zetknięie to nie przeszło oczywiście, gładko zrazu; nie obyło się naturalnie bez drobnej utarczki; nie tak łatwo mogłam przetrawić ten przymusowy egzamin. Nieco cierpki dialog, jaki zawiązał się pomiędzy nami, skończył się nazwaniem mnie „une petite moqueuse et sans-coeur[1] i chwilowym wyjściem Monsieur Paula z pokoju.
Nie chciałam, aby odszedł na dobre, a tylko pragnęłam dać mu odczuć, że podobny wybuch, na jaki pozwolił sobie tego dnia, nie może być tolerowany bezkarnie, i dlatego też, nie bez przyjemności, ujrzałam go wkrótce potem, zajętego podlewaniem roślin w berceau. Na mój widok podszedł do oszklonych drzwi, do których zbliżyłam się i ja także. Zaczęliśmy rozmowę o rosnących dokoła altany kwitnących krzewach. W miarę przedłużania się tej pogawędki, odkładał Monsieur stopniowo swoje narzędzia ogrodnicze, przechodząc z kolei na inne tematy, aż wreszcie poruszył sprawę najbardziej interesującą.
Czując, że jego zachowanie się tego dnia zasługiwało co najmniej na miano niedopuszczalnego wyskoku, zaczął z lekka usprawiedliwiać się: wyraził nawet coś w rodzaju skruchy z powodu napadających go chwil złego humoru, zaznaczył jednak, że należą mu się pewne względy, dodając przy tym:

— Nie mogę, oczywiście, spodziewać się ich z pani

  1. mała szyderczyni, bez serca.
278