Strona:PL Bronte - Villette.djvu/670

Ta strona została uwierzytelniona.

ale dziwaczną; nie sięgnęłaby mi może głową do łokcia, ale za strojące ją wspaniałe klejnoty możnaby nabyć księstwo. Miała na sobie szatę jaśniejącą jak lapis lazuli, szal wartości jakich tysiąca franków; była cała obwieszona drogocennymi kamieniami, tak oślepiającego blasku, że nigdy w życiu nie widziałam rzucających podobnie jarzące się ognie, ale postać jej sprawiała wrażenie przełamanej na dwoje; zdawało się też, że przeżyła ponad miarę sądzonych przeciętnemu człowiekowi lat i osiągnęła kres, wypełniony już tylko ciężką troską i cierpieniami. Stała się posępną, złą czarownicą niejako, a jednak ktoś, jak się okazuje, dba o nią w jej ułomnościach i kalectwach — ktoś taki, kto wybaczył jej wszystkie jej przewiny, mając nadzieję, że będą mu w zamian wybaczone i jego przewinienia również. Te wszystkie trzy osoby: pani, kapelan i służąca — mieszkają po społu; wszyscy starzy, wszyscy słabi, wszyscy utuleni pod jednym życzliwym, ciepłym, opiekuńczym skrzydłem.
Przykrył dłonią górną część twarzy, nie ukrył wszelako ust, w których zarysie dostrzegłam wyraz, jaki tak bardzo lubiłam.
— Widzę, że pani przeniknęła moją tajemnicę — rzekł — ale w jaki stało się to sposób?
Opowiedziałam mu w jaki stało się to sposób; opowiedziałam o poruczonej mi przez Madame Beck misji, o burzy, jaka mnie zaskoczyła, o przykrym, opryskliwym przyjęciu mnie przez starą damę, o uprzejmości kapłana.
— Père—Silas skrócił mi czas mojego czekania na ustanie deszczu opowiedzeniem ciekawej historii.
— Historii?! Jakiej historii?! — Silas nie jest romansopisarzem.
— Czy mam ją panu opowiedzieć?
— Tak. Niech pani rozpocznie od początku. Chciałbym wysłuchać francusczyzny Miss Lucy — najlepszej, czy najgorszej — wszystko mi jedno zresztą jakiej. Gotów jestem przełknąć przy tym porządną porcję barba-

282