Strona:PL Bronte - Villette.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

la Twoja! W tej chwili wierzę, że śmierć zwróci mnie Frankowi, zwróci mi miłość jego. Nigdy dotychczas nie wierzyłam w to.
— Nie żyje więc? — zapytałam przyciszonym głosem.
— Słuchaj, drogie dziecko — zaczęła. — W pewną radosną Wigilię Bożego Narodzenia ubierałam się i stroiłam w oczekiwaniu na przybycie mojego ukochanego, który niebawem zostać miał moim mężem. Usiadłam, czekając. Widzę przed sobą ponownie tę chwilę. Widzę ośnieżony zmierzch, przesączający się przez okno, którego firanki nie były opuszczone, chciałam bowiem dostrzec go z daleka, nadjeżdżającego konno białą ścieżką. Widzę i czuję przyćmione światło kominka, tak mile rozgrzewające mnie, rzucające tak wesołe iskierki na moją suknię jedwabną i ukazujące mi w zwierciadle odbicie mojej własnej młodej, promiennej postaci. Widzę księżyc, płynący po niebie w cichą noc zimową, jaśniejący zimnym światłem ponad atramentowo czarnym gąszczem krzewów i nad ośnieżonym, osrebrzonym jego blaskiem piaszczystym gruntem mojej posiadłości. Czekałam z przyspieszającym nieco mój puls zniecierpliwieniem, nie budziły się jednak w sercu moim żadne obawy ani wątpliwości. Ogień przygasł na palenisku kominka, wciąż jednak żarzyły się zwęglone szczapy; księżyc był już wysoko na niebie, widziany jednak jeszcze przez obramowanie okna. Była już blisko dziesiąta. Rzadko dawał czekać na siebie dłużej, a właściwie raz tylko czy dwa zatrzymany był aż do tej godziny.
— Czyżby miał zrobić mi zawód?! Nie, nie mogłoby to zdarzyć się! Ani razu! O, oto przybywa!... Nadjeżdża pędem, aby wynagrodzić mi stracony czas.
— Franku! Szalony jeźdźcze! — wołałam w myśli, wsłuchując się z radością i niepokojem zarazem w coraz bliższy tętent galopu — wyłaję cię za to. Powiem ci, że to mój kark narażasz na niebezpieczeństwo, bo przecież wszystko, co twoje, jest w stokrotnie droższym i tkliwszym znaczeniu moje własne. Nadjeżdżał już: widziałam go pędzącego ku mnie, były jednak widocznie w oczach

58