zwykłe miejsce w trzeciej klasie. Zadźwięczał dzwon na modlitwę; poszłam za jego wezwaniem.
Nazajutrz nie miał Monsieur Paul przyjść na Rue Fossette: dzień ten poświęcony był wyłącznie męskiemu kolegium. Odbyłam zwykłe moje wykłady języka angielskiego; żółwim krokiem przesunęły się dla mnie godziny wolne od nauczania i wreszcie doczekałam się zapadnięcia wieczora, usiłując uzbroić się do cierpliwego zniesienia przytłaczającej jego nudy. Nie zastanawiałam się co będzie gorsze: pozostać wśród moich towarzyszek, czy siedzieć samotnie; obrałam jednak instynktownie to drugie wyjście. O ile jeszcze istniała dla mnie jakaś nadzieja znalezienia pociechy, nie mogłam szukać jej w sercu, ani w myślach żadnej żywej istoty w tym domu. Jedyną drogę jakiego takiego ukojenia znaleźć mogłam pod wiekiem mojego pulpitu, gdzie czekały na mnie ulubione książki, których kartki mogłam przerzucać, ołówki, piórka i buteleczka tuszu, które posłużyć mi mogły do wykonania nimi jakiegoś rysunku. Z ciężkim sercem po niosłam wieko pulpitu; ociężałą ręką przerzucać zaczęłam jego zawartość.
Jedną po drugiej wyjmowałam i odkładałam z powrotem na miejsce tylokrotnie przeczytane książki, tomiki oprawne w aż nadto dobrze mi znane płótno; nie miały one dla mnie dzisiaj zwykłego uroku; niezdolne były darzyć mnie pociechą. Ale co to? Czy to coś nowego, ta liliowo oprawna broszurka? Nie widziałam jej poprzednio, a przecież nie dalej niż tego samego popołudnia porządkowałam w moim biurku: traktacik musiał być włożony w ostatniej chwili, podczas naszego obiadu.
Otworzyłam broszurkę. Jaka jest jej treść? Co zawiera ona? Co mi powie?
Nie była ani opowiadaniem, ani poematem, ani także szkicem literackim czy historycznym; nie była ani pieśnią, ani opowieścią, ani dyskusją. Była to rozprawka teologiczna; rodzaj kaaznia, nauki moralnej czy perswazji.
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/682
Ta strona została uwierzytelniona.
294