strzyczko — co myślała pani o mnie przez te ostatnie dwa dni?
Gdyby nie to bezpośrednie zapytanie, udałabym w dalszym ciągu obojętną na jego zwrócenie się do mnie. Słowa jego napędziły mi łzy do oczu. Milczałam, nie przestając pieścić Sylwii. Monsieur Paul, oparty o biurko, przechylił się ku mnie:
— Nazwałem się bratem pani — rzekł — sam jednak nie wiem i nie umiałbym powiedzieć kim jestem: bratem... przyjacielem... Wiem, że myślę o pani — czuję, że życzę pani jak najlepiej, muszę jednak powstrzymać się; nakazano mi obawiać się pani. Moi najlepsi przyjaciele ostrzegają mnie przed zagrażającym mi z pani strony niebezpieczeństwem i podszeptują, że muszę być ostrożny.
— Słusznie pan czyni, słuchając swoich przyjaciół. Radzę panu być w każdym razie ostrożnym.
— To wyznanie pani, ta dziwna, skłaniająca panią do polegania nade wszystko na samej sobie, nieprzystępna na żadne wymierzone przeciwko pani pociski wiara jej zdaje się opancerzać panią sam doprawdy nie wiem jaką przeklętą zbroją. Jest pani dobra — Pére-Silas nazywa panią dobrą i kocha panią — ale straszliwy, dumny, brany przez panią tak bardzo na serio protestantyzm jej — na nim właśnie polega niebezpieczeństwo... Ujawnia się ono często w spojrzeniu pani; nadaje głosowi pani szczególne brzmienie, każe pani dokonywać pewnych gestów, wobec których skóra cierpnie na mnie z przerażenia. Nie należy pani do osób, zwykłych popisywać się swoimi uczuciami, ani nawet ujawniać je, a jednak, przed chwilą właśnie, kiedy mówiła pani o tym traktaciku, wydało mi się — o, mój Boże! — że widzę na ustach pani uśmiech samego Lucypera.
— Oczywiście, że nie żywię żadnego szacunku dla tego traktaciku — cóż z tego jednak?
— Nie żywi pani szacunku dla tego traktaciku? Ależ to najczystsza treść wiary, miłości, miłosierdzia! Byłem pewien, że wzruszy on panią, że przemówi łagodnością
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/690
Ta strona została uwierzytelniona.
302