Strona:PL Bronte - Villette.djvu/701

Ta strona została uwierzytelniona.

się, powoli jednak z coraz bardziej wzrastającą wzajemną ufnością. Graham znalazł dla siebie lepszą sposobność, aniżeli pragnął znaleźć za moim pośrednictwem: uniezależnił się od postronnej pomocy, której odmówiła mu ta nieuczynna Lucy; wszystkie wspomnienia jego o „małej Polly“ zostały wypowiedziane w sposób właściwy i najmilszy dla niej: jego własnymi ślicznie wykrojonymi ustami. O ile lepiej uczynił to, aniżeli korzystając z mojej pomocy!
Niejednokrotnie, kiedy byłyśmy same, powtarzała mi Paulina jak cudownie bezcennym dla niej odkryciem było przekonywanie się o zasięgu ścisłości jego pamięci w tych rzeczach. W chwili, kiedy patrzył na nią, bezwiednie wyczarowywał umysł jego tysiączne drobne wspomnienia. Odtworzył między innymi scenę, kiedy to malutka Polly objęła pewnego dnia głowę chłopca obu swoimi ramionkami pieszcząc lwią jego grzywę i wołając: — „Kocham cię, Grahamie, naprawdę cię kocham. Z kolei ten duży, ten wielki Graham przypomniał jej, że zwykła stawiać swój stołeczek u jego nóg i po stołeczku tym wdrapywać się na jego kolana. Utrzymywał, że do dzisiejszego dnia pamięta wrażenie dotyku jej maleńkich rączek, głaszczących pieszczotliwie jego policzki, lub tonących w gąszczu jego włosów.
Pamiętał dotknięcie jej wskazującego paluszka, który wkładała na wpół drżąca i onieśmielona, zarazem jednak zaciekawiona, w poprzeczne wgłębienie na jego podbródku, jej sepleniący głosik i wyraz jej twarzyczki przy nazywaniu tego wgłębienia „ślicznym małym dołeczkiem“, poczem patrzyła mu w oczy i pytała dlaczego „prześwidrowuje“ ją nimi tak aż „do dna“, mówiąc zarazem, że ma „ładną, dziwną twarz: o wiele ładniejszą i o wiele dziwniejszą niż twarz jego mamy, czy Lucy Snowe“.
— Byłam takim małym dzieciakiem jeszcze — zauważyła Paulina, powtarzając mi tę rozmowę — że mogę tylko dziwić się własnej śmiałości. Wydaje mi się on teraz i wszystko w nim świętością nieomal, nietykalną świętością; lęk nieledwie odczuwam, patrząc na jego energi-

313